Kilka dni później
siedziałem właśnie w swoim gabinecie, kiedy niezmąconą ciszę w
pomieszczeniu przerwało pukanie do drzwi. Po chwili się otworzyły i
stanęła w nich Mirella.
- Coś się stało? - zapytałem. Kobieta wchodziła tu tylko, gdy była pora obiadowa, albo coś się
wydarzyło. Obstawiam tą drugą wersję, gdyż obiad był godzinę temu.
- Przyszedł list do pana. - Podeszła do biurka i położyła na nim białą wąską kopertę, zaadresowaną do mnie.
- Dobrze, dziękuję - odpowiedziałem i pozwoliłem kobiecie wyjść.
Westchnąłem i
sięgnąłem po kopertę, od razu ją otwierając. Znaczek sądu mówi sam za
siebie. Otworzyłem ją i zacząłem czytać pismo uważnie, by nic nie
pominąć. Prawnik, którego polecił mi Harry, mówił, że Briana może w
krótkim czasie wysłać mi takie powiadomienie. Świetnie, będę musiał
narazić moją ukochaną córeczkę na niepotrzebny stres. Wzdychając kolejny
raz, wybrałem numer do Anthony' ego, wspomnianego prawnika i opisałem
mu całą sytuację.
- Dobrze, w takim razie
proszę dostarczyć mi ten list, jak najszybciej, bym mógł wysłać do pani
Jungwirth stosowne pismo z odpowiedzią - Anthony wszystko wyjaśnił mi
przez słuchawkę. Pokiwałem głową,
dopowiadając słowa potwierdzające moją zgodę. Chciałbym to wygrać i
sprawić, że ta kobieta zniknie z życia mojej córki szybciej, niż się w
nim pojawiła. Po co wróciła? Źle jej było, że nagle sobie o dziecku
przypomniała? Wstałem od biurka i razem z listem wyszedłem z pomieszczenia, niezwłocznie chcąc dostarczyć list swojemu adwokatowi.
- Gdzie idziesz? - usłyszałem pytanie Jennifer w korytarzu.
- Wyobraź sobie, że ta
suka wniosła podanie do sądu o ograniczenie mi władz rodzicielskich nad
Samanthą!Nie doczekanie. Jadę do prawnika, zawieść mu ten papier - zły
pokazałem na kopertę w swojej dłoni.
- Uspokój się, nerwy nic tutaj nie zdziałają. Jechać z tobą? - zapytała przejęta. Podeszła do mnie
bliżej, przez co przysunąłem ją do siebie, łącząc prawie nasze usta.
Stykały się tylko ze sobą, ale dziewczyna szybko zmieniła tą sytuację i
złączyła razem nasze wargi. Cholera, to mnie uspokoiło.
- Tak, jedź ze mną - szepnąłem w jej usta, gdy po chwili się odsunęliśmy od siebie.
Ubraliśmy się i
dwadzieścia minut później byliśmy pod kancelarią adwokacką Anthony' ego.
Jedna z sekretarek zaprowadziła nas do niego i zostawiła samych w jego
gabinecie. Jego samego nie było, lecz kobieta, która nas przyprowadziła,
zapewniła, że w ciągu kilku minut się pojawi. Siedzieliśmy chwilę w
ciszy, trzymając się za dłonie.
- Już jestem, przepraszam za spóźnienie - ciszę przerwał sam Anthony, wchodząc do swojego gabinetu.
Anthony jest
niewiele starszy ode mnie, ma dwadzieścia osiem lat i własną kancelarię
prawniczą, która dobrze prosperuje. Z naszej ostatniej rozmowy
dowiedziałem się, że ma żonę i dwójkę dzieci, oraz spory dom na
obrzeżach Donny. To całkiem miły i pomocny człowiek. Gdy usłyszał moją
historię, bez mrugnięcia okiem stwierdził, że wygramy to. Chciałem tak
od razu uwierzyć w jego słowa, ale życie nauczyło mnie w pewien sposób
niepewności, co do wypowiadanych przez kogoś słów.
- Cześć, witam piękną
panią - przywitał się ze mną, a następnie z Jennifer, uraczając ją swoim
uśmiechem. - To ta dama, o której mi wspominałeś?
- Tak - odpowiedziałem,
uśmiechając się szeroko na myśl, co mówiłem o niej Anthony' emu. Jestem o
niego spokojny, gdyż on ma swoją kobietę, a nie wygląda na takiego,
który zdradza.
- Faktycznie, jest pani
oszałamiająca -przyznał mi rację i zasiadł na swoim miejscu za biurkiem,
naprzeciw nas. - Pokaż mi, co takiego ci przysłała matka twojego
dziecka.
Na samo jej
wspomnienie przechodzą mnie nieprzyjemne dreszcze i nie chcę słyszeć
nawet jej imienia. Źle się stało, że to ona jest matką Samanthy Tak,
żałuję, że poznałem tą kobietę. Ale nie żałuję, że dała mi Sammy.
Pochyliłem się do przodu, by podać mu papier, który przyprawił mnie o
mały zawał serca. Brunet odebrał ode mnie list i od razu przeszedł do
jego czytania. Po kilku chwilach odłożył go na blat orzechowego biurka i
spojrzał na nas z lekkim uśmiechem.
- Powiem tak. Obiecałem,
że to wygramy, to wygramy, ale uprzedzam, że może być ciężko, bo nawet
jeśli wszystko będzie jasne dla nas, to dla sądu niekoniecznie. Briana
wszystko dobrze to wszystko obmyśliła i złożyła pozew w jednym z
najlepszych sądów w Londynie. Będziemy się musieli nieźle napocić w
sądzie, by przekonać ich, że to tobie należy się pełnoprawna opieka nad
dzieckiem.
Gdy skończył mówić,
opadłem bezsilnie na oparcie krzesła. Czuję, że będzie ciężko.
Przetarłem dłońmi twarz i westchnąłem. Poczułem dłoń Jenny na swoim
ramieniu, które pocierała, chcąc dodać mi otuchy. To choć trochę mnie
pocieszyło. Zdjąłem ręce z twarzy i spojrzałem na nią. Miała to samo
wypisane na twarzy, co ja. Też czuje, że będzie ciężko.
********
PRZEPRASZAM, ŻE KRÓTKI!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Wiem, że po takim czasie powinniście dostać coś lepszego, ale nie mam weny na nic innego w tym rozdziale.
Wybaczcie.
Woooo genialny rozdział kochana. Mam nadzieje, że wszystko jakoś im się ułoży....
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny genialny rozdział kochanie. :*
Wenyyy i do nn buziaczki :*
Swietny rozdział i nie mogę doczekać sie następnego :)
OdpowiedzUsuń