środa, 30 marca 2016

Rozdział 29

    Dzisiejszego dnia miałem zaplanowane całkiem inne rzeczy, niż to, co aktualnie zamierzałem robić. No, ale niestety ktoś musiał wziąć sprawy w swoje ręce i potrząsnąć tym człowiekiem, ale tak porządnie. Dobrze, że wypadło na mnie.
    Wszedłem do sali Tomlinsona, jak do siebie, nie patrząc na to, czy w niej jest, czy nie. Po naszej ostatniej rozmowie przez telefon, doszedłem do wniosku, że muszę z nim porozmawiać. Zjawiłem sę pół godziny wcześniej, by móc z nim spokojnie pogadać. Powiem mu wszystko, jak było - od początku. Nie wiem, co nagadała mu Briana, ale namieszała mu przez to w głowie i facet nie wie, co się dzieje.
- Harry? Co ty tutaj robisz? - usłyszałem jego zdziwiony głos.
    Wyciągnąłem drewniany stołek spod jego łóżka i usiadłem na nim. Wziąłem głęboki wdech i zacząłem.
- Też się cieszę, że cię widzę.
- Myślałem, że będziesz w firmie. - Zmarszczył czoło i spojrzał na mnie spod oka.
- Pójdę tam, jak skończę sprawę tutaj - odpowiedziałem i powinąłem rękawy mojej białej koszuli, którą jak zwykle rozpiąłem na trzy pierwsze guziki.
- Co to za sprawa?
- Słyszałem, ze Briana się pojawiła - zacząłem.
- Tak, ma dziś przyjść po południu.
- Co ci mówiła?
- Opowiadała mi wszystko, jak to było. Wiesz przecież, że nic nie pamiętam.
- Co dokładnie? - Drążyłem dalej.
- Poczekaj... Na samym początku mówiła coś, że przyleciała tu z Bostonu...
Jaki kurwa Boston?
- I co dalej?
- No i że jest z nią Sammmy, ale zostawiła ją u swojej matki, by oszczędzić jej widoku szpitala. Poprosiłem ją, by opowiedziała mi coś o dziewczynce. Tu jej słowa: ' Nie jestem w stanie ci o niej cokolwiek opowiedzieć. Wynajęłam dla niej opiekunkę, oboje pracowaliśmy, więc nie miał kto się nią zająć '. Gdy spytałem, czy tą opiekunką była Jennifer, stwierdziła, że mam chyba gorączkę i chciała iść po lekarza, bo ona nikogo takiego nie zna. Wytłumaczyła, że ta opiekunka ma na imię Klara i ma trzydzieści pięć lat, czy coś koło tego... W ogóle nie zachowywała się dziwnie, jeśli zaraz o to zapytasz - uprzedził moje kolejne pytanie.
       Nie dziwię się, ale ona wiedziała co robi, przychodząc do niego i mówiąc mu te wszystkie rzeczy. Westchnąłem, przyswajając sobie te informacje. Jedno jest pewne - Sam nie ma u matki Briany, gdyż kobieta o dwóch lat nie żyje. Zmarła na zawał.
- Matka Briany zmarła na zawał dwa lata temu. Mała na pewno nie przyjechała z nią. Nie ma szans.
- Co? - Louis był zszokowany moimi słowami. Wcale się mu nie dziwię, sam byłbym zdziwiony słysząc takie coś.
- Tak. A z ojcem nie utrzymuje kontaków od momentu, kiedy to wyszedł z więzienia po dziesięciu latach za zabójstwo.
- Ty chyba sobie żartujesz w tym momencie. - Brunet patrzył na mnie, jakbym był jakimś kosmitą, albo nie wiem, czym jeszcze.
- Nie. Dodam jeszcze, że Samantha mieszkała z tobą. Jennifer się nią zajmowała od niecałego roku, mniej więcej. I to ty ją zatrudniłeś.
- Mówisz tak samo, jak ta cała Jennifer.
- Bo to prawda! Nigdy bym cię nie oszukał, nawet w takiej sprawie.
- No nie wiem, czy ci wierzyć. Jennifer mówiła, że latałeś za nią, jak pies za kością... Podobno o mało się nie pobiliśmy. Mam ci uwierzyć? - zapytał sceptycznie. Chociaż nie był zły.
- Tak, to prawda - przyznałem się. - Ale powiem ci, że ta cała historia dała mi do myślenia. Dałem już sobie spokój z Jenn. Wiem, że ona kocha ciebie, a ja mogę być jedynie jej przyjacielem i nie mogę liczyć na nic więcej.
- To wspaniałe, ale ja nic do niej nie czuję, jest dla mnie obcą osobą. - Rozłożył bezsilnie dłonie.
- Boże, niech ta pamięć już ci wróci, bo mam tego serdecznie dość - jęknąłem żałośnie, chowając twarz w dłoniach.
- Też o tym marzę Harry.
- Czy Jenny mówiła ci o tym, że Briana założyła ci sprawę w sądzie? - zapytałem.
- Co? Nie wiem nawet, ale chyba nic nie mówiła... Jak to sprawę? Dlaczego? - Louis był tak zdezorientowany, że chyba niedługo pogubi się w tych nowościach.
- Zrobiła to jeszcze przed wypadkiem, chyba myślała, że uda jej się odebrać ci małą, zanim zorganizują cały ten wypadek...
- Ja zaraz oszaleję Hazz. Nie wiem całkiem, co mam myśleć. Harry, powiedz mi, która z nich... Która z z nich chce dobrze dla Sammanthy? - zapytał, patrząc na mnie zdeterninowany.
- Jennifer - odpowiedziałem od razu, wiedząc, że to prawda.
- Kurwa, muszę z nią pogadać. - Od razu zsunął się z łóżka i przyciągnął wózek bliżej siebie, ale w porę go zatrzymałem.
- Co ty chcesz zrobić?
- No jadę do jej sali, przeprosić, czy coś.
- No to musisz sobie odpuścić, albo trzeba było myśleć wczoraj, bo Jennifer nie ma w szpitalu - powiedziałem, wzruszając ramionami.
- Jak to?
- Normalnie, lekarze ją wczoraj wypuścili.
- Kurwa - jęknął, rzucając się na łóżko.
- No dokładnie.
- Mógłbyś poprosić ją, żeby tu przyjechała? Albo cokolwiek?
-Nie wiem nawet gdzie ona teraz mieszka, ale zobaczę, co da się zrobić.
- Dzięki stary.
Z westchnięciem zapukałem raz do domu, w którym mieszka Louis, w nadziei, że Jennifer tam będzie. W drzwiach stanęła kobieta, która była ich gosposią.
- Pan Styles?
- Jest Jennfer? - zapytałem z nadzieją.
- Nie...Od czasu wypadku nikogo tu nie było, oprócz policji - wyjaśniła.
- No dobrze. Gdyby jednak się pojawiła, niech pani do mnie zadzwoni, dobrze? - Podałem jej swoją wizytówkę.
- Dobrze.
     Kobieta zamknęła za mną drzwi. Odwróciłem się i spokojnym krokiem wróciłem do samochodu, wsiadając na miejsce kierowcy. Oparłem się o oparcie fotela i zamknąłem oczy, myśląc, gdzie Jenn mogłaby się zatrzymać. Nagle do głowy przyszła mi jej przyjaciółka, ale nic o niej nie wiedziałem. Jedyne, co mi pozostało, to wziąć telefon do ręki i przy odrobinie szczęścia porozmawiać z Jennifer.
- Halo?- usłyszałem jej głos.
- Część Jennifer - odpowiedziałem.
- Po co dzwonisz?
- Chciałem porozmawiać... O Louisie.
- Ja nie mam o czym.
- Ale ja mam. On chce z tobą porozmawiać Jenny, daj mu szansę. - Usłyszałem, jak po drugiej stronie dziewczyna wzdycha, a potem odpowiada:
- On mi dobitnie powiedział, że mi ni wierzy, więc o czym chce jeszcze rozmawiać?
- Nie dziw mu się, on sam nie wie, jak żyje. Sama dobrze wiesz, że stracił pamięć i nie wie, jak było. My jesteśmy od tego, by mu pomóc.
- Dobrze... Przyjdę do niego dziś po południu, ale jeśli powie cokolwiek o Brianie, to po prostu wyjdę i to będzie koniec wszystkiego, rozumiesz? - Usłyszałem w odpowiedzi.
- Dobrze, przekażę mu. Dzięki.
**********
1060 słów
Dobrze, kolejny krótki rozdział, bo nie miałam czasu pisać, rozumiecie święta i w ogóle... Kolejny będzie dłuższy, ale nie wiem kiedy się pojawi - może tym tygodniu, a może w następnym, nie wiem. XX

poniedziałek, 21 marca 2016

Rozdział 28

- Kochanie! Tak bardzo się o ciebie martwiłam! Przyleciałam z Bostonu najwcześniejszym samolotem! Jak się czujesz? Coś Cię boli? - zadała kilka pytań na raz, tworząc zamieszanie w mojej głowie. Boston? Co ona tam robiła? O co w ogóle chodzi?
- Co? Byłaś w Bostonie? Jenn...
- Nie mówiłam ci? No tak! Słyszałam od lekarzy, że straciłeś pamięć i możesz nie pamiętać wielu rzeczy... Ale ja Ci to wszystko opowiem dokładnie tak, jak było! Wiesz, że mamy córeczkę? Ma na imię Samantha, sam wybierałeś jej imię. Jest taka śliczna i mądra! Przyjechała ze mną, ale zostawiłam ją u mamy, wiesz, żeby nie musiała cię oglądać w szpitalu, sam rozumiesz.
    Stałem zszokowany jej słowami. Czyżby Jennifer kłamała, by przeciągnąć mnie na swoją stronę? Briana przecież mówi, że Samantha jest z nią, więc jasne jest, że nie było jej na miejscu wypadku czy cokolwiek, skoro była z matką!
- Opowiedz mi coś o dziewczynce. Nie pamiętam jej w ogóle - poprosiłem, siadając na łóżku.
- Oh, przykro mi kochanie. Nie jestem w stanie. Wiesz, nie wychowywałam jej. Wynajęłam opiekunkę. Ja musiałam pracować, ty też... Nie miał się kto nią zająć.
- Mówisz o Jennifer? - zadałem kolejne pytanie.
- Jakiej Jennifer? Opiekunka ma na imię Klara, ma trzydzieści pięć lat.
    Co? Więc co w takim razie z Jennifer? Kim ona jest? Czyżby mnie okłamała? Tak perfidnie?
- A ta Jennifer?
- Jaka Jennifer? O kim ty mówisz? - zapytała zdziwiona. Pochyliła się nade mną, przykładając zewnętrzną stronę dłoni do mojego czoła, marszcząc przy tym lekko swoje czoło. - Nie, nie masz gorączki. Może ja zawołam lekarza?
- Nie, czuję się znakomicie.
    Sam już nie wiedziałem, która z nich mówi prawdę, a która zwyczajnie mnie naciąga. Obie mówiły rzeczy, które trzymają się całości... Nie wiem, co o tym myśleć... Muszę pobyć sam, by się nad wszystkim porządnie zastanowić, może nawet coś mi się przypomni?
- Emm... Briana, mogłabyś wyjść? Chciałbym pobyć sam, wiesz, muszę zregenerować siły.
    Posłałem jej nikły uśmiech, kładąc się na łóżku. Ona tylko pokiwała głową ze zrozumieniem i wstała ze swojego siedzenia. Podeszła do mnie i przyłożyła swoje wargi do moich łącząc je w pocałunku. Całowała tak, jak zapamiętałem - mocno i stanowczo, co od zawsze mi się podobało.
- Dobrze tygrysku. Wpadnę jutro, okej?
- O... Okej - odpowiedziałem niepewnie, czy chcę ją widzieć, ale w końcu to matka mojego dziecka, tak? Chociaż z tym nie ma żadnego problemu, czy to prawda, czy też nie.
    Gdy wyszła z pokoju, westchnąłem ciężko. Mętlik w głowie był tak zmiksowany, że czułem, iż zaraz zapomnę, jak się nazywam.
    Z jednej strony była Jennifer, a z drugiej Briana - dwie strony, dobra i zła, a ja sam nie potrafię wybrać między odpowiedzią A, a odpowiedzią B. Jennifer wydawała się być miłą i pokładaną dziewczyną. Nie sądziłem, że wykorzysta moją utratę pamięci, by zmienić Brianę w chorą psychicznie osobę, która chce ją zabić, ani matkę, która porzuca swoje dziecko! Zrobiło mi się bardzo przykro z tego względu, gdyż jej uwierzyłem, jej pierwszej, a ona to wykorzystała i wymyśliła to wszystko. Na dodatek, polubiłem ją, wydawała się naprawdę w porządku. No cóż, byłem idiotą wierząc jej we wszystko, co mi powiedziała. No i jeszcze to zdjęcie w moim portfelu... Nie, to pewnie jakiś photoshop, jak inaczej miałbym to sobie wytłumaczyć?
    Briana była taka, jaką ją zapamiętałem. Równie śliczna i kusząca, jak wtedy w klubie. Uwiodła mnie swoim wdziękiem, gdy razem z Oli' m przyszliśmy się napić, by świętować zakończenie budowy jakiejś willi. Dziś było tak samo. Nawet to, gdy szybko mówiła było wprost urocze... Jezu, Louis, przestań o nich myśleć! Miałeś odpocząć... Nie, ja nie potrafię odpoczywać z głową pełną myśli. Wstałem z łóżka, i tym razem bez kroplówki, wyszedłem cicho na korytarz, na mały spacerek. Może uspokojenie nerwów coś da i zasnę choć na trochę? Moje nogi poniosły mnie do pokoju telewizyjnego. Kablówka była podłączona, a więc mogłem sobie coś ciekawego obejrzeć.
- Nie ma nic ciekawego na tych programach - usłyszałem miły kobiecy głos. Obróciłem się i zobaczyłem tę samą miłą pielęgniarkę, która była u mnie dwa razy, by zmienić kroplówkę i opatrunki.
- Szkoda, miałem ochotę zobaczyć jakiś film akcji - wyznałem, odkładając pilot na miejsce, nie wiedząc, kiedy on wylądował w moich dłoniach.
- Powinieneś przyjść koło południa, wtedy na pewno coś ciekawego by leciało - odpowiedziała podchodząc bliżej.
- Zapamiętam - uśmiechnąłem się do niej lekko, wracając wzrokiem do ekranu telewizora, w którym akurat zaczynał się jakiś pogram rozrywkowy.
- Idź już spać. Jutro czeka cie kilka badań, po których będzie wiadomo, ile zostaniesz w szpitalu - powiedziała, podchodząc do odbiornika i wciskając wyłącznik.
-No dobrze, jak pani każe.
     Zasalutowałem i minąłem ją, wychodząc z pokoju. Od razu poszedłem do swojej sali, czując powoli rosnące zmęczenie, spowodowane wrażeniami, na które zostałem skazany. Poczułem, jak moje ciało odpręża się, czując pod sobą twarde łóżko i zaraz zasnąłem.
    Obudziłem się następnego dnia, całkiem wypoczęty. Na stoliku dostrzegłem talerz, a na nim zwykła bułka, mały kawałeczek masła i dwa plasterki jakiejś wędliny. Ugh, szpitalne jedzenie nie powala na kolana. Zjadłem śniadanie i skorzystałem z prysznica, odświeżając się. Czułem się dobrze, mimo tego, jaki wypadek przeżyłem.
- Dzień dobry - powitał mnie ordynator szpitala, wchodząc do mojej sali w asyście dwóch pielęgniarek.
    Jedna z nich była blondwłosą kobietą - mogła mieć z trzydzieści lat. Włosy miała upięte wysoko w koński ogon. Na sobie miała biały fartuch, a po obu jego bokach widziałem dwie kieszenie. W prawej ręce miała duży, czarny notes, a w lewej czarny długopis i notowała coś. Druga zaś, podeszła do mnie z informacją, że musi zmienić mi wenflon i podłączyć kroplówkę. Kiwnąłem tylko głową, że rozumiem. Moja uwaga skupiła się na lekarzu, który zaczął do mnie mówić.
-Proszę mi powiedzieć, jak się pan czuje, w skali od jednego do dziesięciu - poprosił. Zastanowiłem się chwilę, nim odpowiedziałem.
- Osiem.
- Dobrze. Miewa pan może jakieś bóle głowy, pleców, czy innych części ciała?
- Nie.
- Zawroty głowy?
- Nie.
- Dobrze. Zrobimy panu dziś kilka badań, zaczniemy od prześwietlenia głowy, by sprawdzić, czy nie nastąpiły jakieś zmiany w mózgu i jego obrębie. Siostro Fines, proszę za pół godziny przygotować pacjenta na badanie.
- Dobrze doktorze - odpowiedziała kobieta, która zmieniała mi kroplówkę.
- Potem pobierzemy panu krew, do kolejnych badań, zajmie się nimi Caroline. - Tu pokazał na kobietę notującą coś cały czas w notesie.
- Rozumiem.
- Dobrze. Życzę panu miłego dnia.
- Dziękuję - odpowiedziałem, zanim jeszcze cała trójka wyszła z pokoju.
    Siedziałem chwilę bezczynnie, aż dopadła mnie myśl o firmie. Przecież nikt jej nie pilnuje, nie dogląda... Wyciągnąłem z szafki kurtkę, a z niej telefon. Dobrze, że mam ten sam model, więc wiem, gdzie co mam. Wybrałem numer do Harry' ego, to z nim przecież założyłem nasze źródło dochodów.
- Halo? - odebrał.
- Cześć Harry.
- Louis?
- Tak, słuchaj... Zająłbyś się zleceniami? Wiesz, teraz nie wiem nic, nie jestem w stanie - zacząłem niepewny.
- Wiem, o tym. Wiem. Poza tym, Jennifer też do mnie dzwoniła, dwa dni wcześniej, w tej samej sprawie.
- Jennifer?
- Tak. Kazała mi doglądać wszystkiego, żeby było idealnie, gdy wróci ci pamięć, i żebyś wiedział, gdzie co jest.
- Ale... Skąd ona wie o firmie? Skąd ma twój numer? - zadałem zdezorientowany pytanie.
- Louis, przecież Jenny to twoja laska, wie wszystko. - Wydawał się oburzony tym, że nie wiem.
- Ale...
- Tak?
- Nie, nic.
- Ok. Może wpadniemy do ciebie z chłopakami, co ty na to? - zapytał po chwili ciszy.
- Jasne wpadajcie.
    Chyba będę musiał pogadać z Jennifer. I porządnie zastanowić się nad tym, która z nich - Jennifer czy Briana - mówią prawdę.
************
Jak wasze reakcje po rozdziale? Piszcie w kom:)))))

środa, 16 marca 2016

Rozdział 27

   To, co opowiedziała mi Jennifer, było nieprawdopodobne, ale nic w ciągu dzisiejszego dnia nie jest prawdopodobne. Nic, co pamiętam, nie zgadza się z realiami, w jakich się obudziłem. Najciekawsze jest to, że mam córkę i to z kobietą, którą ledwo znałem! Szczerze, Brianę poznałem na jakiejś imprezie, tydzień temu, a tu okazuje się, że od tego czasu minęły cztery lata! Postanowiłem iść do tej dziewczyny, porozmawiać z nią. Nic mi o sobie nie powiedziała, nie wiem skąd tyle o mnie wie.
    Gdy wszedłem do jej sali, zobaczyłem, jak jakaś kobieta pochyla się nad nią i trzyma poduszkę na jej twarzy. Jak tylko zrozumiałem, co ona robi, wyszarpnąłem jej przedmiot z rąk i odrzuciłem gdzieś.
- Co ty robisz?! Odejdź od niej!
     Zanim zobaczyłem jej twarz, kobieta zdążyła uciec, a ja zarejestrowałem tylko jej blond włosy i szczupłą sylwetkę. Szybko podszedłem go leżącej nieruchomo brunetki i sprawdziłem, czy oddycha - na szczęście wyczuwałem puls. Gdy miałem już wyjść, by zawołać jakiegoś lekarza, dziewczyna otworzyła oczy i rozejrzała się po sali, zatrzymując wzok na mojej osobie.
- Louis? - zapytała, nabierając głęboki oddech.
- Tak... Co to była za kobieta? Dlaczego chciała cię zabić? - Usiadłem za stołku, przypominając sobie o kroplówce, z którą tu przyszedłem.
- To była... - Usiadła na łóżku, opierając się plecami o ścianę i kontynuowała. - To była Briana.
- Naprawdę? To przecież...
- Tak. Powiedziała, że chce mojego końca. Nie wiem, co ja jej zrobiłam, że tak się mści.
- A... Powiedz mi coś o sobie. Nic o tobie nie wiem, a ty o mnie wszystko.
    Na moje słowa spuściła głowę, lekko się uśmiechając. Sięgnęła jednak zaraz do szafeczki i napełniła szklankę wodą, od razu upijając łyk, nim zaczęła cokolwiek mówić.
- Byłam nianią Samanthy. Potrzebowałam pracy, a że lubię dzieci, to szukałam takich ofert. Wysłałam do kilku osób swoje zgłoszenie, ale odezwałeś się tylko ty i umówiłeś się na spotkanie następnego dnia. Przyszłam, zapoznałeś mnie z małą która według ciebie nie lubiła swoich niań, a do mnie jakoś od razu zapałała miłością. Zatrudniłeś mnie no i tak sobie pracowałam u ciebie, aż w końcu poznała, twojego przyjaciela i wspólnika - Harry' ego. Stwierdził, że podobam mu się, i że się we mnie zakochał. Przychodził, odwiedzał mnie, a ty byłeś zazdrosny. Omal się o to nie pobiliście.
- Ja byłem zazdrosny o ciebie? - Nie dowierzałem.
- Tak. Potem jakoś wyznałeś mi poniekąd miłość. Zgodziłam się zostać twoją dziewczyną, Sammy była zachwycona z tego obrotu sprawy. No i pojawiła się wtedy Briana. Raz podeszła do nas w parku, więc ją spławiłeś. Jeszcze wcześniej przyszła do twojego domu. Ta wariatka założyła ci sprawę w sądzie o przejęcie władzy nad opieką nad Sammy. Louis, ja sądzę, iż to ona spowodowała nasz wypadek i uprowadziła Samanthę.
    Słuchałem jej cały czas, przetrawiając słowa. Nie odzywałem się jakiś czas, a ona nie naciskała, bym coś powiedział. Dobrze wiedziała, że to wszystko jest dla mnie czymś nienormalnym.
- Powiedz mi coś o dziewczynce - poprosiłem.
- To najsłodsze dziecko na świecie. - Uśmiechnęła się na samo wspomnienie jej twarzyczki. - Uwielbia cię i myślę, że nic tego nie zmieni. Lubi jeść warzywka, które gotuje kucharka, swoją drogą - zatrudniłeś jedną, nazywa się Mirella. Rany, muszę do niej zadzwonić i powiedzieć jej o wszystkim! Sammy lubi rysować, kiedyś stwierdziłam, że przejmie po tobie firmę i dalej będzie ją prowadzić na najwyższym poziomie.
- Wow, musi być wspaniała - powiedziałem, gdy skończyłam opowiadać.
- I jest. Najcudowniejsze dziecko na świecie.
- Żałuję, że jej nie pamiętam.
    Spochmurniałem. Z jej opowieści wynika, że dziewczynka jest aniołkiem, a ja zawsze chciałem mieć córkę, mimo, iż wydawać by się mogło, że syn to byłoby to. Żałuję, że tego nie pamiętam. Liczę na to, że szybko mi minie ta przerwa, w której nic nie pamiętam. Chciałbym wrócić już do normalności.
- Powiedz mi coś jeszcze - poprosiłem cicho.
- Wiesz o tym, że masz firmę? - zapytała.
- Tak. Założyłem ją trzy lata temu - powiedziałem. To pamiętam, ale wychodzi na to, że to już siedem lat!
- Więc minęło już siedem lat - powiedziała to, co miałem na myśli.
- Dokładnie o tym samym pomyślałem.
     Potem, znikąd pojawiła się pielęgniarka, wyganiając mnie z sali. Robiła jej chyba jakieś badania, czy coś. Wróciłem do sali, gdzie spotkałem blondwłosą dziewczynę, siedzącą tyłem do mnie na stołku, stojącym przy łóżku.
- Louis - usłyszałem znajomy głos.
    Dziewczyna odwróciła się do mnie i poznałem w niej Brianę. Wciągnąłem mocno powietrze, przypominając sobie o wszystkim, co mówiła Jennifer.
- Kochanie! Tak bardzo się o ciebie martwiłam! Przyleciałam z Bostonu najwcześniejszym samolotem! Jak się czujesz? Coś Cię boli?

Podoba Ci się ta historia?