piątek, 30 października 2015

Rozdział 9

    ... Dotykał dłońmi moje rozpalone do granic możliwości nagie ciało. Jego delikatne, ale męskie palce znały już każdy centymetr mojej skóry. Te chwile gdy zagłębiał się we mnie raz wolno, a raz szybko... Sprawiał, że znajdowałam się w swoim własnym fantastycznym świecie.
- Teraz twoja kolej Jennifer - chwycił moją dłoń i nakierował ją na swojego członka...

- O Boże - ocknęłam się w nocy w swoim pokoju. Było ciemno. Mój oddech był wzburzony i nie chciał się uspokoić. Spocona i zasapana, powoli usiadłam na łóżku. 
    Co za sen... To było tak bardzo realistyczne, jakby on był w tej chwili w pokoju i to właśnie się działo.
Mam na myśli Louisa. To on właśnie mi się przyśnił.
Pierwszy raz.
    Wstałam z łóżka i zakładając kapcie na stopy, wyszłam z pokoju i skierowałam się do kuchni.
    Nalałam trochę zimnej wody do szklanki i upiłam łyk, by się uspokoić. Stałam oparta o blat i myślałam.
- Też nie możesz spać? - nagle w tym samym pomieszczeniu pojawił się mój szef. Również podszedł do szafki, wyjął z niej kubek i wziął trochę wody.
- Tak...
- Ja też - stanął obok mnie. - Jak ci się podoba praca u mnie?
- Em... Jest dobrze. Nie narzekam.
- Okej. Może chciałbyś coś zmienić?
- Nie, raczej nie - powiedziałam i włożyłam pustą szklankę do zmywarki. Gdy miałam iść do siebie, zatrzymała mnie jego dłoń oplatająca ciasno moją.
- Tak?
    Nie odpowiedział, tylko po postu przyciągnął mnie bliżej siebię i bez żadnego ale mnie pocałował. Bez zastanowienia oddawałam każdy pocałunek, bo chciałam tego, od tamtego zdarzenia z jego pokoju. Moje ręce znały się na jego szyi, a jego dłonie na mojej talii. Przyciągnął mnie jeszcze bliżej siebie, stykaliśmy się w każdym miejscu.
    Odsunął się ode mnie, gdy zabrakło nam tchu i spojrzał głęboko w moje oczy.
- Nie mam zamiaru udowadniać ci, że jestem lepszy od Harry'ego. Bo nie jestem, ale cholera... Podobasz mi się - powiedział patrząc na mnie intenstywnie.     A mnie zatkało. Naprawdę. Cofnęłam się krok do tyłu, by lepiej się mu przyjrzeć, czy aby nie żartuje.
    Ale on nie żartował!
- Wiem, że nic do mnie nie czujesz. Sam nie wiem, czemu ci to powiedziałem. Jesteś tylko nianią mojego dziecka. To wszystko nie powinno nigdy mieć miejsca.
- Lo...
- Zaczekaj. Podobasz mi się już od jakiegoś czasu. Tak, jestem zazdrosny i to, że spotykasz się z Harrym. Ale nie mam prawa ci tego zabronić. Nie mam prawa też, kazać ci wybierać pomiędzy mną, a nim. Jeśli wybierzesz jego, nie będę miał przez to jakichś wątów, czy coś.
- Hej, zatrzymaj się Louis. Masz rację, jestem nianią Samanthy i masz również rację w tym, że te sytuacje nie powinny mieć miejsca. I... Hm, dziękuję, że tak stawiasz sprawę I... - zawiesiłam się na moment, przypominając sobie jego słowa sprzed chwili " podobasz mi się ". Nie, do tego się nie odniosę. - Jestem zmęczona, pójdę już...
- Powiedziałem coś źle? - zatrzymał mnie ponownie ręką.
- Nie wiem Louis. Naprawdę już nic nie wiem - wyciągnęłam rękę z jego uchwytu i poszłam do siebie, zostawiając go tam. Wiem, że uciekłam. Ale ja już się naprawdę pogubiłam. Muszę to sobie przemyśleć, inaczej zwariuję.

Jak to możliwe, że dwóch facetów namieszało mi tak w głowie?!


    Kolejna sobota, kolejne ( siódme ) spotkanie z Harry'm. Nie to, że nie chciałam iść. Lubię go, ale dziś nie mam na nic ochoty. Dosłownie.
- Jennifer, przyszedł pan Harry - do pokoju weszła Mirella i oznajmiła mi to. Westchnęłam i poprawiłam sukienkę, którą miałam dziś na sobie.
- Dzięki, powiedz mu, że zaraz przyjdę.
- Dobrze.
    Zabrałam małą torebkę z łóżka i gotowa zeszłam na dół, do mojego gościa.
- Cześć Harry - przywitałam się z nim, całusem w policzek.
- Witaj piękna.
    Wyszliśmy na dwór i po otworzeniu dla mnie drzwi pasażera, sam zasiadł na swoim miejscu i ruszył z podjazdu.
- Gdzie dziś jedziemy? - zapytałam, gdy chłopak skręcał w jakąś ulicę.
- Zaraz zobaczysz - odpowiedział tylko i znowu skręcił w jakąś ulicę.
- Harry, powiedz mi. Nie mam dziś nastroju do żartów - powiedziałam, na co on tylko kiwnął głową, że rozumie, ale i tak nie odpowiedział.
    Westchnęłam w duchu i przemilczałam resztę drogi.

    Harry zabrał mnie do chińskiej knajpki. Było nawet miło i mój zły humor poszedł gdzieś sobie.
Czyli Harry potrafi być też normalny.
- I jak? Mam nadzieję, że poprawiłem ci humor? - zapytał, zatrzymując samochód niedaleko domu Louisa.
- Tak. Udało ci się.
- Cieszę się. Mogę zapytać, czemu miałaś taką smętną minkę? - zapytał, jakby zatroskany?
- Po prostu zły dzień - powiedziałam zgodnie z prawdą.
- No dobrze, niech będzie. To co, kolejne spotkanie?
- Wiesz co Harry...
- Tak? - zapytał ciekawy.
- Myślę, że na jakiś czas powinniśmy dać sobie ze sobą spokój. Ja... Muszę sobie przemyśleć kilka rzeczy...
- Co chcesz sobie przemyśleć? Czy mogę być dla ciebie kimś więcej? - zapytał, uśmiechając się zadziornie.
- Też - odpowiedziałam, oddając lekko uśmiech.
- Uhm, no to w takim razie okej.
- To... Idę. Pa.
- Cześć - cmoknął mnie w policzek, bo zdążyłam odwrócić głowę w bok.
    Wysiadłam z auta i wróciłam do domu. Weszłam do środka, zamknęłam za sobą drzwi i oparłam się o nie, wzdychając.
Tak, na pewno muszę przemyśleć parę rzeczy.


******
Więcej wolnego, to szybciej rozdział!
Też się cieszę!;)

I jak rozdział?
Jak myślicie, co wyjdzie z tych jej przemyśleń?

niedziela, 25 października 2015

Rozdział 8

    W niedzielę rano obudziłam się z lekkim bólem głowy. Przekręciłam się na drugi bok z jękiem. Nie chciałam wstawać. Mam wolne. Ale i tak muszę iść chociaż po tabletkę.
    Założyłam na swoje ciało szlafrok i puchowe kapcie na stopy. Wyszłam z pokoju, kierując się do kuchni. Myślami byłam w jeszcze w klubie, przetrawiając całe zajście z Harry'm. Byłam wtedy na niego zła. Gdy zniknął mi z oczu, poprosiłam kelnera o kilka kieliszków wódki. Musiałam zapić tą sytuację, ale niestety ona nie wyparowała razem z alkoholem.
    Wkroczyłam do kuchni i od razu zaczęłam szukać jakichkolwiek tabletek od bólu głowy. Nic nie znalazłam. Z jękiem dezaprobaty, wróciłam szybko do pokoju i przebrałam się w pierwsze lepsze ciuchy. Ból się coraz bardziej nasilał, a ja coraz bardziej potrzebowałam tej tabletki!
- Gdzie idziesz? - usłyszałam za sobą pytanie Louisa.
- Do apteki. Głowa mi pęka - burknęłam.
- Dziś jest niedziela...
- To pójdę do Tesco, może coś będą mieli - zabrałam kurtkę i wyszłam szybko z jego domu.
    Gdy coś mi dokucza, tak jak dziś ból głowy, lepiej nie podchodzić. Potrafię być wredna.
    Szybkim spacerem, który sprawił, że ból głowy trochę ustąpił, dotarłam do supermarketu. Z tego co widziałam wczoraj wieczorem, lodówka była pełna, wiec wzięłam tylko wodę butelkowaną i dwa opakowania tabletek przeciwbólowych. Poszłam do kasy, kasjerka skasowała moje rzeczy, zapłaciłam jej. Od razu po odejściu od kasy, wyjęłam jedną tabletkę i popiłam ją wodą. Wyszłam ze sklepu i ruszyłam spokojnie spacerkiem do domu.
- Jennifer! Zaczekaj! - usłyszałam za sobą czyjś męski głos, ale nie mogłam go od razu poznać. Mój mózg nie działał prawidłowo, jeszcze. Odwróciłam się i zobaczyłam zdyszanego Harry'ego, który właśnie mnie dogonił. - Zaczekaj - poprosił, gdy chciałam się odwrócić i iść do domu.
- Czego jeszcze chcesz?
- Przeprosić. Chcę przeprosić cię za swoje wczorajsze zachowanie i za to co mówiłem.
- No nie wiem, czy masz za co. Wyraziłeś się wystarczająco dosadnie.
- I za to właśnie przepraszam. To nie tak miało zabrzmieć - westchnął i spuścił na chwilę głowę w dół, przez co jego długie rozpuszczone włosy zrobiły to samo.
- Więc jak?
- Po prostu wypiłem wtedy trochę i poniosło mnie. Ale to nie tak, że masz się czuć przeze mnie źle czy bać mnie. Podobasz mi się i chciałbym mieć u ciebie szansę - powiedział na jednym wydechu. Lekko mnie przytkało, ale po chwili odzyskałam zdolność mówienia.
- Podobam ci się? I dlatego musiałeś powiedzieć o tym Louisowi?
- No ale...
- Harry, jeśli naprawdę jest tak, jak mówisz, musisz się bardzo bardziej postarać - odwróciłam się i ruszyłam wąskim chodnikiem do domu, zostawiając go w tym samym miejscu.

    Gdy dotarłam do domu, ból głowy zniknął, a ja odzyskałam swój dobry humor. Weszłam do domu, zdjęłam buty i kurtkę. W korytarzu stała Sammy, przed nią kucał Louis i starał się zawiązać jednego bucika, ale mała się mu wierciła. Słodki widok.
- Sam, stój spokojnie - powiedział do niej, nadal próbując związać buta.
- Jennifer! - mała krzyknęła i całkiem wyszarpnęła stopkę z ręki taty. Mężczyzna usiadł na płytkach i schował twarz w dłonie.
- Cześć mała.
- Jeszcze moment i zawiązałbym tego buta! - powiedział patrząc na mnie i zaraz wstając.
- Sammy, zawiążemy buciki? - zapytałam dziewczynkę, łapiąc ją lekko za nosek.
- Tak! - postawiłam ją na podłogę i po chwili oba buciki były związane.
- Ona to zrobiła specjalnie - mruknął, zakładając jej kurteczkę. - Lepiej się już czujesz?
- Tak, dzięki za troskę.
- My idziemy na spacerek, Mirella chyba robi obiad, więc tak jak jest w planach masz wolne. Spędź ten dzień... Bez żadnych przewinień, co?
- Oczywiście szefie.
    Gdy wyszli, zamknęłam za nimi drzwi na zamki i weszłam do kuchni. Przywitałam się z gosposią, która w tym domu gotuje przede wszystkim, ale z tego co wiem, Louis płaci jej więcej za to, że posprząta.
- Cześć Mi - zgodziła się, żebym tak do niej mówiła. Mirella nie do końca mi odpowiada.
- Cześć - odpowiedziała.
    Na początku nie wiedziała, że jestem tylko nianią Sam, więc na rozmowie o pracę i pierwszego dnia, gdy Louis ją zatrudnił, mówiła mi na per Pani. Zawsze zapomniałam jej wyprowadzić z tego błędu. Brunet mnie wręczył.
- Co dziś zjemy? - zapytałam zasiadając na krześle barowym, na przeciw kobiety.
- Kurczak, sałatka z czerwonej kapusty, pieczone ziemniaki.
- Już jestem głodna - zaśmiałam się, a kobieta posłała mi delikatny uśmiech.
- Mogę o coś zapytać? - spytała niepewnie.
- Jasne!
-  Jest coś pomiędzy tobą, a panem Tomlinsonem?
- Dlaczego odniosłaś takie wrażenie? - zapytałam, poważniejąc.
- Um... Zachowujecie się, jak... Bliskie sobie osoby. Jakby łączyły was jakieś inne relacje niż szef - pracownik - wyznała cicho.
    Jest tutaj tydzień, a wie więcej niż ja sama.
- Woah. Nie wiedziałam, że to tak wygląda z boku. Między nami nie ma innej relacji, niż pracodawca - pracownik - powiedziałam.

    Oprócz tego, że jego kumpel do mnie zarywa, a on jest zazdrosny.

- Przepraszam, widocznie źle wszystko połączyłam.
- Nic się nie stało - upiłam łyka wody z butelki.
- Masz dobry kontakt z tą małą - przyznała, wkładając kurczaka do piekarnika.
- Tak. Chociaż myślałam, że nic z tego nie będzie - zaśmiałam się.
- Ale teraz chyba jesteś dla niej ważna.
- Czy ja wiem... Lubi mnie, ale żeby od razu, ważna?
- Kiedyś się przekonasz.



H: Więc jak, mogę być o dziewiętnastej?

    Przeczytałam smsa od Harry'ego. Chciał się spotkać w restauracji, bo jak twierdzi, chce odbudować moje zaufanie do niego.
    Z tym, że już mu do końca nie zaufam. Skąd mam pewność, że w tej firmie Louisa, w której pracuje loczek, on mu wszystkiego nie powie? Nie mam żadnej pewnosci.
    Ale zgodziłam się, bo nie miałam co robić. Wolny niedzielny wieczór. Ivette pewnie leczy mocnego kaca, po takiej ilości wypitego wczoraj alkoholu. W domu nie miałam co robić, bo Louis zabrał małą gdzieś, twierdząc po obiedzie, że dzień wolny mam wykorzystywać jak bardzo się da.
    Nie miałam nic do gadania, więc powiedziałam mu, że wychodzę. Nie dociekał z kim i gdzie. Plus dla niego.

J: Okej, możesz przyjechać.

Odpisałam i sprawdziłam godzinę. Szesnasta. Więc mam trochę czasu.

H: Świetnie:) Złóż coś fajnego.

    Kolejny sms od niego. Coś fajnego, tak? A więc założę wyciągniętą czarnę koszulkę z podobizną czaszki i spodnie dresowe, może być Harry? - zapytałam sama siebie. On pewnie odpieprzy się na sto dwa, a ja przyjdę na luzie, do zapewne drogiej restauracji. Jego mina wynagrodziłaby mi całą akcję!

    W rzeczywistości założyłam granatową rozkloszowaną sukienkę i tego samego koloru szpilki. Włosy podkręciłam lekko, by wyglądały naturalnie i zrobiłam delikatny makijaż.
Jestem gotowa.
Stojąc w korytarzu przed lustrem, poprawiałam jeszcze odstające kosmyki, gdy ktoś zadzwonił dzwonkiem do drzwi. Po ich otworzeniu zobaczyłam Harry'ego. Faktycznie, był ubrany, jak przypuszczałam - czarne spodnie i niebiesko-czarna koszula, z jak zwykle podwiniętymi rękawami do łokci. Włosy rozpuszczone dodały mu uroku.
- Hej - powiedziałam i chwyciłam torebkę z komody.
- Witaj, ślicznie wyglądasz - powiedział, cmoknął w policzek, ale widziałam, jak zjada mnie wzrokiem. - Możemy iść?
- Dzięki, jasne.

- I jak podobała się kolacja? - zapytał, gdy zatrzymał się kawałek przed domem mojego szefa. Na moją prośbę, żeby po prostu nie robić mu powodu do kłótni czy czego tam jeszcze.
- Było całkiem fajnie. Nawet miło - powiedziałam i odpięłam pas, poprawiając się na siedzeniu pasażera.
- Cieszę się. Powtórzymy to, mam nadzieję? - zapytał, zbliżając się bliżej mnie.
- Tak.
- W następną sobotę? - zaproponował.
- No nie wiem... Zobaczę - odpowiedziałam i chciałam wysiąść.
- A buziak na pożegnanie? - zapytał. Spojrzałam na niego. Patrzył na mnie smutnymi oczami, a mnie zachciało się śmiać. Uśmiechnęłam się tylko lekko i chcąc pocałować go w kącik ust, on przygarnął mnie do siebie i złączył nasze usta i lekkim pocałunku. Jego lewa dłoń dotknęła mojego nagiego uda i sunęła w górę. Odsunęłam się od niego, po chwili, gdy jego usta dotknęły mojej szyi i powiedziałam:
- Nie przesadzaj Harry. Od razu co za dużo, to nie zdrowo - wysiadłam z auta i ruszyłam do domu. Po chwili usłyszałam, jak odjeżdża z piskiem opon. Westchnęłam przeciągle i uniosłam oczy do nieba.
    Harry za szybko chce dostać wszystko. No przykro mi, ale ja nie daję kazdemu na lewo i prawo. A odniosłam wrażenie, że miał w planach upojną noc. W ogóle ta jego mina, gdy zaproponował, żebym przenocowała tą noc u niego, a ja stanowczo poprosiłam, by odwiózł mnie do domu Tomlinsona... Jego zachowanie zaczyna mnie powoli od niego odpychać, a nie przyciągać.
    No cóż, zobaczymy, jak to będziemy później.

*******
Przepraszam!!!!!
Rozdziału nie było tak długo... Myślałam, że w tym tygodniu nic już nie dodam...
Ale jednak udało się!

Mam nadzieję, że jest okej, choć jest mało Louisa i Samanthy:)

No to do następnego!

sobota, 17 października 2015

Rozdział 7

- I teraz powiedz mi, że Styles lepiej całuje.
Oniemiałam. Cofnęłam się dwa kroki do tyłu.
    To oczywiste, że Louis lepiej całuje. Włożył w te pocałunki więcej emocji niż Harry. Loczek zrobił to tak... Ostro i nachalnie.
    I oczywiste jest to, że mu tego nie powiem.
- Jak śmiałeś zrobić coś takiego? Kim ty jesteś, żeby coś takiego robić? Co chcesz udowodnić? Że jesteś lepszy?
- Jennifer, ja...
- Czemu mnie nie szukasz, Jenny? - do pokoju wpadła smuga światła, a za nią Samantha. Dziewczynka dosięgnęła włącznik światła i za chwilę w pokoju zrobiło się jasno. Mała od razu podbiegła do mnie z pytającym wzrokiem.
- Wiesz co? Dokończymy później naszą zabawę, okej? Muszę pogadać z twoim tatą. Pójdziesz sobie porysować do swojego pokoiku?
- Okej - Sammy wyszła z pokoju zamykając za sobą drzwi. Spojrzałam ponownie na Louisa.
- Nigdy więcej nie rób czegoś takiego. To, z kim się spotykam, to tylko i wyłącznie moja sprawa. Nie masz prawa ingerować w moje życie.
- Prze...
- Nic mnie to nie obchodzi. Nie powinieneś urządzać sobie jakichś głupich zawodów. To i tak nic nie da, bo Harry nie wymusił na mnie tego głupiego całusa, nie chciał nic nikomu udowodnić, a ty tak.
    Odwróciłam się od niego i po prostu wyszłam z pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi, choć miałam ogromną ochotę je zatrzasnąć.



    Siedziałam na swoim łóżku wieczorem pod kołdrą i czytałam książkę. W ogóle nie widziałam w niej sensu, ale musiałam zająć czymś swoje myśli, by nie wybuchnąć.
    Nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Nic nie odpowiedziałam, bo wiem, kto jest po drugiej stronie. Biała drewniana powłoka się uchyliła, a zza nich wszedł do pokoju Louis. Zamknęłam książkę, zaznaczając sobie zakładką miejsce, do którego doczytałam i odłożyłam ją na stoliczek. Brunet zdążył w tym czasie podejść do mojego łóżka i usiąść na jego krańcu po mojej stronie.
- Słucham? - zapytałam spokojnie, poprawiając się, by wygodniej usiąść.
- Chciałem przeprosić cię, za to co wynikło. Ja... Sam nie chciałem powiedzieć tego na głos.
- Ale powiedziałeś.
- Wiem. Możesz być pewna, że coś takiego nie będzie miało miejsca. Poniosło mnie po dzisiejszym dniu, to wszystko.
- Em... No dobrze. Cieszę się, że w ogóle przeprosiłeś - westchnęłam.
- No to ten... Śpij dobrze, dobranoc - powiedział tylko, wstał z łóżka i zaraz po tym nic więcej nie mówiąc, wyszedł.
    Westchnęłam i o niczym więcej nie myśląc, zasnęłam.

    Przymierzałam na siebie już trzecią sukienkę na tą imprezę dziś wieczorem z Ivette i szczerze, odechciało mi się tam iść. Nie miałam co na siebie założyć!
    W końcu zdecydowałam się na krótką niebieską marszczoną sukienkę, opinającą moją talię i uda. Włosy wyprostowałam, usta pomalowałam czerwoną szminką, a oczy podkreśliłam mocno czarną kreską. Zabrałam niebieską kopertówkę, mając w niej telefon, pieniądze i dowód osobisty.
    Zeszłam na dół i zamierzałam założyć szpilki, ale zadzwonił mój telefon.
- Halo? - odebrałam, kładąc torebkę na komodzie.
- Ja już czekam na ciebie przed twoją willą, także się streszczaj - usłyszałam po drugiej stronie radosny głos Ivette.
- Okej, już wychodzę.
    Schowałam telefon do wnętrza torebki i zawołałam jeszcze:
- Louis, wychodzę!
- Baw się dobrze! - usłyszałam tylko, zanim zamknęłam za sobą drzwi.
Oj, zamierzam.

Jesteśmy w klubie już z trzy godziny. Ivette tańczy właśnie na parkiecie z jakimś chłopakiem. A ja siedzę przy naszym stoliku i popijam któregoś z kolei drinka. Nie narzekam na brak rozrywki. Zostałam poproszona do tańca przez kilku chłopaków, wykorzystałam okazję. Z Iv też się trochę pobujałam, a teraz stwierdziłam, że odpocznę trochę.
- Nie wiedziałem, że się tu spotkamy Jenny - usłyszałam pośród głośnej muzyki głos Harry'ego i zaraz po tym zobaczyłam jego postać stojącą przede mną.
- Ja też nie - powiedziałam, trochę niechętnie.
- Zatańczymy? - zaproponował i wyciągnął do mnie swoją prawą dłoń.
- Wybacz, ale nie mam ochoty.
- Oh, a więc dosiądę się, co?
    Nie czekając na moją zgodę, czy też jej odrzucenie, usiadł na miejscu Ivette. Na przeciwko mnie. Westchnęłam w duchu zirytowana. Mam do niego żal, że powiedział o całym naszym spotkaniu we wtorek i o tym, że mnie tak perfidnie okłamał.
 Mógł mu chociaż nie mówić o tym pieprzonym pocałunku.
    I powiem mu to dziś, jeśli już tu jest.
- Jasne, siadaj.
- Coś ty taka dzisiaj nie w sosie? Samantha dała ci wycisk? - zaśmiał się głośno, co przy tak głośnej muzyce, było nawet znośne.
- Nie. Sammy to złote dziecko.
- A więc? Szef nie chciał dać ci wolnego?
- Co tutaj robisz? - zmieniłam temat, pytając o coś innego.
- Chciałem ciebie tu zaprosić, ale skoro odmówiłaś, przyszedłem sam.
- No cóż, zdarza się.
- Tak. Więc, powiesz mi czemu masz zły humor? - rany, nie cierpię ludzi, którzy drążą jeden temat!
- Przez ciebie - odpowiedziałam wypijając do dna zawartość kieliszka.
- Przeze mnie? Dlaczego?
- Po jaką cholerę mówiłeś o tym wszystkim Louisowi?!
- Hej, to nie ja o tym powiedziałem! To Sam mu powiedziała, że wyszliśmy gdzieś, a Liam z Soph z nią zostali.
- Więc mogłeś mu powiedzieć, że chciałam zrobić zakupy, a ty stwierdziłeś, że galerie są otwarte i pojechaliśmy! - powiedziałam pierwsze co przyszło mi do głowy.
- Ej, to nawet nie głupi pomysł. Następ...
- Następnego razu nie będzie - przerwałam mu.
- Co?
- No to co usłyszałeś. Na dodatek okłamałeś mnie - odstawiłam trzymaną wcześniej w dłoni szklankę na stolik.
- Możesz jaśniej?
- Nie wiem, jak mogłam uwierzyć ci w to, że Louis jest jakimś pieprzonym napaleńcem, który tylko czeka, ażeby mnie przelecieć.
- Co, wymigał się? Uwierz mi, ale to wszystko kłamstwo. Tak ci powiedział? - zapytał, kręcąc głową, jakby w niedowierzaniu.
- Cokolwiek teraz nie powiesz, nie uwierzę ci. I zejdź mi z oczu - wycedziłam przez zęby. W tym momencie, jego obecność dawała mi się mocno we znaki i miałam dość jego towarzystwa.
    On tylko westchnął i wstał.
- Nie myśl sobie, że tak łatwo odpuszczę.
    Po tych słowach odszedł, gdzieś w głąb budynku.
    No i spieprzył mi cały wieczór.

poniedziałek, 12 października 2015

Rozdział. 6

~~~~ Dwa dni później ~~~~

- Jennifer? Jak sytuacja z tymi paniami, które miały przyjść w sprawie pracy? - zapytałem, wchodząc do pokoju mojej małej księżniczki.
- Em... Spodobała mi się jedna, znaczy myślę, że będzie dobra. Mirella. Sama zaproponowała, że przygotuje coś do jedzenia, by się sprawdzić - powiedziała.
- I jak? - usiadłem na łóżku córki, które stało niedaleko stolika, przy którym obie siedziały.
- Sammy smakowało. Prawda Sam? - zwróciła się do małej, która rysowała coś na kształt drzewa.
- Tak. Ta pani zrobiła pierniczki, które lubię - powiedziała.
- A wcześniej zrobiła obiad - dodała ciemnowłosa.
- Aha. No dobrze - z tymi słowami wyszedłem z pokoju, wcześniej dając całusa małej w główkę.

- No to jak, mogę wpaść? - usłyszałem pytanie od Harry'ego.
- Jasne. Mam trochę czasu. Planowo miałem wrócić w piątek, więc wiesz - odpowiedziałem i upiłem łyk whisky.
- Dobra, będę za pół godziny.
- Dobra, narka.
    Rozłączył się, a ja odłożyłem telefon na biurko. Z westchnieniem opadłem na oparcie fotela.
    Moje myśli skierowały się ku Jennifer. Ostatnimi czasy myślę o niej. I przez te trzy dni brakowało mi jej trochę. Jej uśmiechu, śmiechu, promieniejących oczu i zgrabnego ciała. Tak, Jenny jest naprawdę śliczna. Gdybym nie był jej szefem, to nawet mógłbym spróbować się do niej zalecać czy coś, ale nie wiem, czy to odpowiednie.
    Nie, jaki przykład ja dam dziecku?
    Zająłem się przeglądaniem różnych projektów, gdy do mojego gabinetu wszedł, jak zwykle bez pukania, Harry.
- Miło, że zapukałeś - mruknąłem tylko i poprawiłem się na miękkim fotelu.
- No wiem. Co tam? - rozsiadł się na brązowym, skórzanym fotelu, stojącym na przeciw mnie.
- Tu masz zlecenia - podałem kilka kartek. - Do tego plany budowy hotelu Pabla De Securio i kolejny dom dla Rihanny.
- Znowu? W zeszłym miesięcu też chciała.
- Co ja ci na to poradzę? Klient nasz pan!
- Eh, dobra - westchnął, ponownie oparty o oparcie fotela.
- Mam nadzieję, że było wszystko dobrze przez te trzy dni? - zapytałem po chwili ciszy.
- Tak! Ta dziewczyna jest całkiem spoko. Nawet kolacją mnie poczęstowała.
- Tatku, tatku, pójdziemy na spacer? - do gabinetu jak burza wpadła Sammy. - Cześć wujku Harry - mała wdrapała się na jego kolana.
- Może późnej, słoneczko, dobrze?
- Dobrze. Wujku?
- Co tam, mała? - złapał ją lekko za nosek.
- A gdzie byliście z Jenny we wtorek?
- Co? - zapytałem zdziwony i wyprostowałem się.
- Wujek Liam i ciocia Sophia bawili się ze mną. A Jennifer gdzieś z wujkiem Harrym.
- Dobrze kochanie. Pójdziemy na spacer za godzinkę, powiedz to Jenny, dobrze? A teraz zmykaj.
    Mała od razu uradowana wybiegła z gabinetu, a ja spojrzałem złowrogo na kumpla.
- Miałeś zamiar mi o tym powiedzieć?
- Louis, nie będę ci się spowiadał ze swojego życia towarzyskiego - machnął tylko ręką.
- Którego widocznie nie masz, skoro bierzesz się za moją niańkę. Znaczy Sammy.
-  Jesteś zazdrosny? - zapytał, opierając łokcie o biurko.
- O co?
- O to, że umówiła się ze mną, a nie z tobą.
- No wiesz co? - warknąłem zły. - Jeśli bym chciał, byłaby moja już dawno...
- Ale to ja ją pocałowałem.
- My chyba nie będziemy się kłócić o... Co?
- Tak. Tego samego wieczoru - potwierdził,  tonem jakby to była sytuacja na poziomie dziennym.
- Harry... Czy ty zdajesz sobie sprawę, co ty robisz? Jak ją przelecisz i zostawisz, to nie będzie chciała tu pracować! Gdzie ja znajdę drugą taką, z którą Sammy złapie taki kontakt?! - wkurwił mnie w tym momencie. Jak on mógł zrobić coś tak głupiego...
- Wyluzuj Louis. Nie martw się o to.
- Co ty jej w ogóle powiedziałeś, że za tobą poleciała? - zapytałem ciekaw.
- Mój urok osobisty nie wystarczył? Jestem...
- Nie sadzę, że Jennifer jest z tych dziewczyn, które lecą na faceta tylko dlatego, że jest przystojny. No proszę cię - powiedziałem zirytowany. To musiało być coś mocnego, w co mu uwierzyła.
- No...
- No? - ponagliłem go. Przejechał dłonią po włosach, zbierając je z twarzy. Westchnął i powiedział:
- Powiedziałem coś w stylu, że jej się podobasz i jesteś z reguły nachalny. No, i że chcesz ją zaciągnąć do łóżka, a jak coś sobie postanowisz, to musisz to mieć.
    Ręce mi opadły, a szklanka, którą trzymałem w dłoni wyleciała i rozbiła się na czarnym parkiecie z paneli.
- Coś ty jej powiedział?
- No sorry...
- Harry, jak mogłeś jej coś takiego powiedzieć? Skąd ty to w ogóle wziąłeś? - usiadłem spowrotem na fotelu i schowałem twarz w dłoniach.
    Prawdą jest, że Jenny podoba mi się w jakimś tam stopniu. Ale nigdy nie pomyślałem o niej w inny sposób, niż o jej urodzie!
No dobra... Raz czy dwa...
- Sorry stary.
- Harry wyjdź. Idź stąd póki jestem jeszcze spokojny.
    Usłyszałem jeszcze, jak zabiera papiery, które mu dałem i wychodzi frontowymi drzwiami, głośno nimi trzaskając.
    Boże, jak ja teraz wyglądam w jej oczach? Pewnie myśli, że jestem jakimś niewyżytym kutasem, który tylko zalicza każdą pannę jaka mu się nawinie.
- Louis, jest już obiad, przyjdziesz? -usłyszałem jej głos. Spojrzałem w kierunku dochodzącego do mnie jej głosu.
- Możemy porozmawiać? Chciałbym coś wyjaśnić.
- Dobrze - podeszła do biurka i usiadła na miejscu, na którym siedział przed chwilą Harry.
- Wiem, że byłaś z Harrym na spotkaniu - powiedziałem od razu.
O ile można to uznać za spotkanie.
- Ja... Wiem, że powinnam zapytać...
- To już nie chodzi o to. Dobrze, że mała nie była sama przez ten czas.
- Dobrze. To się więcej nie powtórzy. Obiecuję.
- Okej. Więc, cokolwiek Harry nie powiedział na mój temat, to chcę ci z pełną świadomością powiedzieć, że to nie prawda - odetchnąłem by się uspokoić.
- W sumie... Wiesz, dobrze, że to powiedziałeś, bo sama chciałam o to zapytać, ale to tak...
- Okej, rozumiem. Tylko następnym razem, wszelkie randki czy tam co, załatwiaj, gdy masz wolne, okej? - spojrzałem na nią porozumiewawczo.
- Możesz być pewny, że to się już nie powtórzy.

~~~ Tego samego dnia, wieczorem ~~~

~~~ Oczami Jennifer ~~~

- Jennifer, pobawimy się w chowanego? - mała zapytała, zostawiając kartkę i ołówek, patrząc na mnie błagalnie.
- No dobrze.
- Ale fajnie! Idę po tatusia!- krzyknęła i pobiegła korytarzem, zepewne do gabinetu.
 Po obiedzie ponownie zaszył się w swoim królestwie.
- Idę, idę! Nie nadążę za tobą - usłyszałam jego głos, a potem śmiech Samanthy. Brunet wszedł z nią, niosąc małe ciałko w swoich dużych ramionach.
- Więc kto odlicza? - zapytał, stawiając małą na podłogę.
-Jennifer! - dziewczynka od razu pokazała na mnie paluszkiem, a ja po kilku chwilach czyniłam swoją powinność.

-Jeszcze raz Jenny! - krzyknęła uradowana Sammy, gdy trzeci raz z kolei znalazłam ją w szafie.
- Okej.
    Po odliczeniu do dziesięciu, zaczęłam szukać Louisa. Najpierw szukamy siebie nawzajem, by potem móc znaleźć małą, która witała nas z wielkim okrzykiem " hurra ".
    Tym razem miałam problem ze znalezieniem pana domu. Weszłam do ostatniego miejsca, w którym się mogłam go spodziewać. Jego sypialnia. W całym pomieszczeniu świeciła się tylko jedna lapma i to jeszcze tylko tak, by dawała małą ilość światła.
- Louis? - zapytałam głosem na pograniczu szeptu.
- Jak ty to robisz, że zawsze mnie znajdujesz, co? - usłyszałam jego głos przy prawym uchu.
- Zawsze przeszukuję każde pomieszczenie - odpowiedziałam. Lekki dreszcz przeszedł przez moje ciało, gdy jego oddech owiał mój kark.
- No tak, nie pomyślałem - poczułam, jak jego dłoń dotyka mojego nadgarstka i zaraz obraca w swoją stronę. Jego dłoń zjechała z nadgarstka na talię. Stałam jak kołek, przyswajając sobie moją obecną sytuację.
- Racja, nie pomyślałeś - zdjęłam dłoń z mojego ciała i odsunęłam się od niego, by wyjść, jak chwilę temu, poszukać Sam.
- Zaczekaj - powiedział i przyciągnął mnie do siebie.
    Jest wyższy ode mnie o kilka cenrymetrów, więc musiałam podnieść głowę trochę wyżej. Nie widziałam prawie jego twarzy, bo stał plecami do światła. Miałam mu właśnie powiedzieć, że Sammy na nas czeka, kiedy moje usta spotkały się z jego. Na chwilę odebrało mi oddech, ale zaraz oddałam pocałunek. Zdziwiony naparł kolejny raz na moje usta, a ja śmielej go oddałam. Przełożyłam prawą rękę przez jego szyję i objęłam ją. To samo zrobiłam z drugą, zabierając ją z jego uścisku. Oderwałam się od niego, gdy zabrakło mi tchu, ale on nie pozwolił na nic więcej, bo kolejny raz mnie pocałował. Poczułam miłe mrowienie w dole brzucha, które zignorowałam na rzecz kolejnego soczystego buziaka od Louisa.
- I teraz powiedz mi, że Styles lepiej całuje.

środa, 7 października 2015

Rozdział 5

Chcecie rozdziały z perspektywy Louisa??????


~~~ Następnego dnia, wieczorem ~~~
 
- Sammy, chodź na obiad - zawołałam do małej. Przyszła, usiadła przy stole i zaczęła powoli jeść pod moim okiem.
        Zjadłam trochę, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. Poszłam otworzyć zdziwiona. Nie spodziewałam się nikogo, lecz mogłam się domyślić, kto jest za drzwiami.
- O, cześć Harry - powiedziałam. Nagle przypomniało mi się, że Louis mówił mi o nim. Miał do nas zaglądać.
- Hej Jenny - przywitał się.
- Zapraszam - wpuściłam go do środka.
- Wujek Harry! - usłyszałam tylko krzyk Sammy, a potem zobaczyłam, jak przytula się do jego szyi, a on głośno się śmieje.
- Tęskniłaś za mną malutka? - zapytał, gdy już się od niego odczepiła.
- Tak.
-Sammy, obiad zjedzony? - zapytałam, przerywając im.
- Nie - powiedziała, słodko się do mnie uśmiechając.
- No to szybciutko, bo wystygnie! Zjesz z nami? - popatrzyła na niego, a ten od razu się zgodził.
- Okej.
    Postawił małą na podłogę. Dziewczynka poleciała do kuchni. My zrobiliśmy tak samo i po kilku minutach we trójkę zajadaliśmy się kurczakiem z ziemniakami i sałatką z kapusty pekińskiej.
- Dobre - powiedział Harry z uznaniem.
- Dziękuję - uśmiechnęłam się, zalewając rumieńcem. Mężczyzna wstał, zaniósł swój talerz do zmywarki i wrócił do stołu.
- Jak ci się pracuje u Louisa? - zapytał.
- Dobrze - odpowiedziałam tylko, no bo co więcej?
- Nie narzuca ci się?
- Co? - zaśmiałam się. Prędzej ja jemu w mojej głowie.
- Odpowiedz.
- A ty mi powiedz czemu pytasz - zażądałam.
- Nie chcę cię straszyć, czy coś, ale Louis jest osobą, która jak coś sobie postanowi, to w końcu to dostanie. Kilka razy słyszałem, jak o tobie mówi.
- Co mówił? - zaiteresowałam się.
- Mówił, że jesteś bardzo seksowna i tylko obecność Samanthy powstrzymuje go od tego, by nie zaciągnąć ciebie do sypialni i nie przelecieć - po jego słowach, moje oczy chciały wyjść mi na wierzch.
    Louis tak mówił? Zrobiło mi się trochę głupio, słysząc, że coś takiego mógł powiedzieć mój pracodawca.
- Naprawdę tak powiedział?
- Nie słowo w słowo, ale kontekst ten sam.
- Oh...
    Wstałam od stołu i włożyłam talerz swój i Sam do zmywarki, nic nie mówiąc. Odwróciłam się do gościa i oparłam o blat.
- Ja... Nie wiem, co powiedzieć...
- Sam się dziwiłem, gdy to usłyszałem, bo Louis to z reguły poukładany chłopak. Dlatego chciałem ci to powiedzieć, żebyś wiedziała na przyszłość i uważała.
- Em... Dobrze, dzięki Harry.
-Pójdę jeszcze do Sam i uciekam.
- Okej.
    Lokowaty zniknął z pomieszczenia, zostawiając mnie samą. No niby Louis powiedział wtedy po pijanemu, że go pociągam, ale żeby od razu takie teksty?
A może to prawda i mu się podobam?
Eh, o czym ty myślisz?
    Z korytarza dobiegały mnie odgłosy śmiechu Sam i Harry'ego, więc tam poszłam. Mała siedziała na komodzie, a Harry targał jej blond włoski na głowie.
- Okej, idę już. Jenny, mogę cię na moment prosić...? - pokazał na drzwi wyjściowe.
- Jasne. Sam, idź pobaw się w salonie, zaraz do ciebie przyjdę.
- Okej.
    Wyszliśmy na zewnątrz. Była ładna pogoda. Słońce mocno ocieplało skórę i nie pozwalało mi patrzeć na Harry'ego.
- O co chodzi?
- Masz jutro wolny wieczór?
- Jutro zajmuję się Sam. Do końca tygodnia. Po co chcesz to wiedzieć? - zapytałam zdziwiona.
- Chciałbym spędzić z tobą wieczór. Zapraszam cię do kina, na jakiś film. Jutro o szóstej - ruszył chodnikiem do auta.
- Ale... Kto się zajmie Sam?!
- Przyjdzie Liam z Soph. To jak, zgadzasz się?
    Co robić? Skorzystać z okazji? To tylko kino, jakby co, powiem, że boli mnie głowa!
- Dobrze. Niech będzie.
- Widzimy się jutro. Pa!
- Pa - mruknęłam tylko, jak już odjechał z podjazdu. Perspektywa spędzenia z nim trochę czasu jest kusząca i dlatego pójdę. Chętnie poznam kogoś nowego.

    Tak jak obiecał Harry, przed szóstą, pod drzwiami domu pana Tomlinsona, pojawił się wysoki brunet z włosami postawionymi do góry i śliczna dziewczyna u jego boku. Czarne włosy miała rozpuszczone. Miała na sobie szary płaszczyk, a spod niego widziałam kawałek jakieś czarnej sukienki.
- Zapraszam.
- Cześć Jennifer. Poznaj moją narzeczoną. Sophia to Jenny. Jenny Sophia - powiedział od razu brunet po przekroczeniu progu.
- Cześć.
- Cześć - opowiedziała i uśmiechnęła się przyjaźnie.
- Kto przyszedł? -Samantha dopadła do mojego uda, patrząc do góry na gości.
- Hej wujku Li. Hej ciociu Soph - powiedziała mała, nadal przy mnie stojąc.
- Posłuchaj mnie kochanie - uklęknęłam przed małą i spojrzałam na nią.
- Co się stało?
- Ja muszę wyjść na kilka godzin. W tym czasie zajmną się tobą Liam i Sophia, okej?
- No dobrze - zobaczyłam, jak markotnieje.
- No. Uśmiechnij się dla mnie Sammy! - potarłam lekko jej policzki, by wywołać jej śmiech. - Od razu lepiej! - mała przytuliła mnie mocno i po chwili puściła. Wzięła Liama za rękę i pociągnęła w stronę salonu. W tym samym czasie usłyszałam dzwonek do drzwi. Po ich otworzeniu zobaczyłam Harry'ego.
- Na razie! - powiedziałam tylko i wyszłam na zewnątrz, zamykając za sobą drzwi.
- Hej. Ślicznie wyglądasz - powiedział i cmoknął mnie w policzek.
- Dzięki, ty też niczego sobie - powiedziałam, lekko speszona idealnym wyglądem loczka. Miał na sobie czarne rurki, czarną, prawie prześwitującą koszulę i czarny kapelusz.
- Zapraszam - otworzył mi drzwi od strony pasażera. Wsiadłam, a on zatrzasnął drzwi i po kilku sekunach znalazł się obok mnie i ruszył z podjazdu.
- Gdzie jedziemy? - zapytałam, przerywając ciszę w samochodzie.
- Do kina - czyli nie zmienił planów. - Na miejscu coś wybierzemy.
- A co zrobisz, jak nic mi się nie spodoba? Jestem wybredna.
- No cóż, o tym też pomyślałem. Ale zostawię to dla siebie, na razie - wyminął się od odpowiedzi.
- Okej.
    Po kilku minutach dojechaliśmy pod wielki budynek, w którym mieści się kino i spora galeria handlowa. Harry wysiadł pierwszy i pomógł wysiąść. Jedno muszę mu przyznać, jest gentelmenem. Przepuścił mnie w drzwiach i gdy znaleźliśmy kino, usiedliśmy przy jednym z kilku trzyosobowych stolików, oglądając dzisiejszy repertuar.
- ' Gwiazd naszych wina '? - rzuciłam pierwszym tytułem.
-Nie. Nie przyszedłem tu ryczeć - powiedział stanowczo. Potaknęłam, lecz miałam ogromną ochotę iść kupić sobie bilet na ten właśnie film. - ' Żyjemy tylko raz '?
- Widziałam. Porażka. ' Niewyjaśnione sny'? -zaproponowałam po przeczytaniu streszczenia. Wydaje się całkiem okej.
- Może być - zgodził się i poszedł kupić bilety. Wrócił po kilku minutach z dwoma biletami i wielkim pudełkiem popcornu.
-Większego nie było? - zaśmiałam się, odbierając od niego jedzenie.
-O to samo zapytałem sprzedawcę, ale niestety nie miał - odpowiedział, uśmiechając się słodko, przez co kolejny raz tego wieczoru zobaczyłam jego słodkie dołeczki w policzkach.
- Szkoda - udałam smutek. Weszliśmy na salę i zajęliśmy swoje miejsca.

    Wyszliśmy z budynku w świetnych humorach. To wszystko zasługa filmu i humoru Harry'ego, który podczas widowiska nabijał się z głównego bohatera, przez co zostałby prawie wyrzucony z sali, co jednak nie nastąpiło.
- Podobało się? - zapytał, obejmując mnie w talii.
- Tak, było całkiem zabawnie.
- No to cieszę się. Chciałabyś coś zjeść?
- Przykro mi, ale po takiej ilości popcornu maślanego, raczej nic już nie zmieszczę - powiedziałam przepraszająco.
-Ja też nie. To jak, wracamy do domu? - zapytał i otworzył mi drzwi od strony pasażera.
- Tak.
    Harry odwiózł mnie do domu. Zatrzymał się i spojrzał na mniem uśmiechając się lekko.
-Było całkiem miło Harry - powiedziałam zgodnie z prawdą.
- Cieszę się, może mam szansę na powtórkę? - zapytał, pochylając się bardziej w moją stronę.
- Myślę, że tak. No to... Pójdę już - chciałam wysiąść, ale zatrzymała mnie jego duża dłoń, oplatająca moją. - Tak?
- Podobasz mi się. Chciałabym utrzymać naszą znajomość - powiedział, a mnie zatkało. Serio. Podobam mu się?
- Żartujesz sobie?
- Nie. Jesteś śliczna, zabawna. Chciałbym cię bardziej poznać - twarz Harry'ego była kilka centymetrów ode mnie.
- Nie mam nic przeciwko - powiedziałam, lekko się uśmiechając.
- Cieszę się. Może pójdziemy gdzieś w sobotę?  Masz wolne?
- Em... Mam wolne. Ale mam już plany - powiedziałam zgodnie z prawdą. Miałam w ten wieczór bawić się z Ivette.
- Oh... Szkoda.
- Niestety.
- No to, do zobaczenia następnym razem.
- Pa - już miałam się odwrócić, gdy poczułam jego usta na swoich. Całował mocno i namiętnie. Oddałam każdy pocałunek, jego język wtargnął do środka.
Moje dłonie bawiły się jego miękkimi włosami, a jego dłonie dotykały mojej talii. Oderwaliśmy się od siebie, gdy zabrakło nam powietrza. Sama nie wiedziałam, dlaczego tego nie przerwałam, ani dlaczego do tego w ogóle dopuściłam, ale mi się podobało.
- Pójdę już.

    Zamknęłam drzwi, gdy Liam i Sophia wyszli, zaraz po moim powrocie. Przekręciłam zamki w drzwiach i zdjęłam swoje baletki, chowając je w komodzie. Poszłam do pokoju Sammy, sprawdzić czy śpi. Tak było. Spała słodko, wtulona w średniej wielkości, białego misia. Miał on czerwoną kokardę do ozdoby przywiązaną na szyi i czapeczkę do snu. Mała go uwielbia.
    Poszłam do kuchni napić się wody. Usiadłam przy stole, zastanawiając się nad dzisiejszym dniem.
    Czy Louis, mój szef, mógłby pomyśleć o mnie w ten sposób? I chwalić się tym swoim kumplom? Powinnam go o to zapytać?
    Na pewno kiedyś to zrobię, ale nie teraz. Do moich uszu dotarł dźwięk elektrycznej gitary, mojego dzwonka, gdy ktoś dzwoni.
- Halo? - odebrałam, widząc na ekranie dane " Louis Tomlinson ".
- Cześć Jennifer.
- Witam szefie.
- Jak tam się macie? Jak moja mała księżniczka? - usłyszałam od razu pytania.
- Śpi, zmęczona po całym dniu.
- No tak. Była jakaś pani w sprawie pracy? - zapytał.
- Nie, nie.
- Cóż, o ile dobrze pamiętam, jutro ma przyjść Katrina, koło południa.
- Okej. Powiesz mi coś o niej więcej?
- Ma trzydzieści sześć lat, w CV zapewnia, że ma jakieś certyfikaty kucharza, czy tam coś. W razie czego każdy jej coś ugotować.
- Okej. Dziękuję.
- No dobra, kończę. Ucałuj ode mnie Sammy. Do zobaczenia.
- Do widzenia.
    Rozłączył się. Odłożyłam telefon na blat stołu. Postanowiłam iść spać, dochodziła dziesiąta. Zajrzałam do Sam, sprawdzić czy aby na pewno nic jej nie przeszkadza w śnie i poszłam do siebie. 
    Zasnęłam, wspominając pocałunek z Harry'm.





*******
Kolejny rozdział dla was.
Co sądzicie? Czy Harry mówi prawdę? 
<3

Podoba Ci się ta historia?