piątek, 12 lutego 2016

Rozdział 23

- Jak chcesz to zrobić? Przecież on ma najlepszego prawnika w Londynie! - Głos Mikky' ego kolejny raz odbił się w moich uszach.
- Możesz się zamknąć, do kurwy? Myślę, gdybyś nie zauważył - warknęłam zła na bruneta, który chodził w koło po salonie w moim domu. Salon nie był duży, więc brunet migał mi przed oczami dosłownie co sekundę.
- Myślisz, myślisz! Wymyśliłaś coś pożytecznego?! Całą akcję z zawiadomieniem od prawnika i znalezieniem takiego idioty ja wymyśliłem! - Krzyczał tak głośno, mam wrażenie, że słyszeli go w całej dzielnicy. Tak cholernie działa mi na nerwy ten człowiek...
- No i co z tego? Co ci po tym?! Masz w tym jakiś plan, że tak się rzucasz? - Wstałam na równe nogi.
- Wiesz dobrze, że nienawidzę Tomlinsona odkąd pamiętam. Jeśli jest jakiś sposób, w który mogę go zniszczyć, to zrobię to z wielką przyjemnością. - Zobaczyłam w jego oczach furię i chęć zemsty, na co uśmiechnęłam się zwycięsko.
- Wiem mój kochany, wiem. Dlatego to, co właśnie wpadło mi do głowy, będzie jedną z faz, w jakich będziemy powoli go niszczyć - powiedziałam powoli, ale dobitnie, sprawiając, że mężczyzna trochę się uspokoił i zwrócił większą uwagę na słowa, które wypowiadam.
- A co to za plan? - zapytał pociągająco, łapczywie przyczepiając się do moich ust i odrywając się od nich  z cichym mlaskiem, po drodze ciągnąc zębami moją dolną wargę.
- Plan idealny.


****
- Tatku, pójdziemy na spacer?
     Najpierw usłyszałem, a potem zobaczyłem małą główkę Samanthy. Mała wspięła się na moje kolana i spojrzała tym swoim przenikliwym wzrokiem trzylatki, siadając na nich. Czemu nie mogę oprzeć się jej ślicznym oczkom i najzwyczajniej w świecie odmówić?
- Pójdziemy, zawołaj Jennifer i czekajcie na mnie w korytarzu, okej?
    Mała pokiwała radośnie główką i zeskoczyła z moich kolan. Radośnie podskakując, wybiegła z mojego gabinetu. Westchnąłem i opadłem plecami na oparcie fotela. Tak bardzo cholernie przejmuję się całą tą sytuacją. Nie jestem już w stanie o niczym innym myśleć. Nie przychodzę do firmy, zostawiłem to pod okiem Harry' ego i Liama, wiem, ze we dwoje doskonale sobie poradzą, a ja w tym czasie będę mógł zająć się swoim życiem. Podniosłem się z fotela i chwyciłem w dłoń pustą szklankę po whisky i podchodząc do barku, zostawiłem ją tam i wyszedłem z gabinetu, zamykając za sobą drzwi. Od razu doszły do mnie radosne okrzyki Sammy i mniej szczęśliwe wywody Jenny, gdy mała nie chciała dać jej się ubrać. Chciałem jeszcze zapalić, ale stwierdziłem, że zrobię to, gdy wrócimy z powrotem do domu.

- Tatuś!
    Kolejny okrzyk małej i zaraz poczułem, jak jej małe rączki wczepiają się w moje jeansy i obejmują nogę w udzie. Poczułem się przez moment niczym kobieta i miałem ochotę poryczeć się z bezsilności, ale nie mogłem pokazać, że martwiłem się bardziej, niż to jest możliwe.
- Co tam szkrabie? Ubrałaś się już?
    Podniosłem ją na ręce, na co ta radośnie zapiszczała, śmiejąc się zaraz, co było lekiem zamiennym na moje serce. Zaraz z powrotem postawiłem ją na podłodze, chcąc samemu się ubrać. Obserwowałem, jak Jennifer dzielnie sznurowała jej butki, a potem przeszła do poprawienia jej czapki, która przekrzywiła się poprzez gwałtowne ruchy Sam.
-Idziemy? - zapytałem, gdy cała nasza trójka była gotowa do wyjścia.
- Tak! - krzyknęła moja córka, jedną rączką ściskając dłoń Jenny, a drugą szarpiąc za klamkę. Ona jest czasem niemożliwa. - Okej, idźcie, ja jeszcze powiem coś Mirelli.
    Dziewczyny posłuchały mnie i za chwilę drzwi za nimi się zamknęły. Skierowałem swoje kroki do kuchni. Wspomniana wcześniej kobieta siedziała przy stole i kroiła sałatę na drewnianej desce.
- Mirello, gdy skończysz kolację, możesz od razu iść do domu, okej? - Powiedziałem, opierając się o framugę.
- Jak pan sobie życzy - odpowiedziała z kiwnięciem głową.
- A, jeszcze jedno, jutro trzydziesty pierwszy, proszę, nie zapomnij upomnieć się o wypłatę za dwa ostatnie miesiące, dobrze? Nie jestem w stanie o tym zapamiętać.
- Dobrze.
- Do jutra.
    Wyszedłem z domu, słysząc jeszcze przytłumione ' do widzenia '. Moje kobiety znalazłem na podwórku, obie świetnie bawiły się, podając sobie piłkę. Gdy Jenn zobaczyła, że jestem już blisko nich, zmieniła kierunek podania piłki i okrągła materiałowa, dmuchana piłka zatrzymała się centralnie przed moimi stopami. Uśmiechnąłem się szeroko i podałem lekko do mojej córy, na co ta ponownie zareagowała swoim ślicznym śmiechem. Piłka zatrzymała się troszkę dalej od niej, czym dziewczynka się nie zraziła, pobiegła po nią i runda ponownie się rozpoczęła.
- Dobrze, może już wystarczy? - Usłyszałem zmęczony głos Jennifer. Dziewczyna bezsilnie usiadła na trawie i bezceremonialnie się na niej położyła. Samantha podbiegła do niej, wpadając na ciało swojej opiekunki ze śmiechem. Podszedłem do nich i usiadłem obok. Sam od razu weszła na moje kolana, przytulając się do szyi. Potarłem jej plecki.
- Czy ty nie przedawkowałaś z cukrem dla niej? Przecież ona szaleje, jakby co najmniej zjadła kilo cukru! - Uśmiechnąłem się.
- Nie, raczej z niczym nie przesadziła, ona tak od rana - odpowiedziała śmiechem.
- Chodźmy do parku! - Sam przerwała nam wpatrywanie się w oczy mojej partnerki, ciągnąc za rękaw mojego kremowego płaszcza.
- Już, już. - Pomogłem wstać Jennifer z trawy i we trójkę puściliśmy moją posesję.

    Szliśmy we dwoje, jednym z chodników w ogromnym parku w Donny, spokojnym krokiem. Sammy biegała przed nami, zbierając co rusz mniejsze i większe znalezione przez siebie kamyczki. Wracała do nas co jakiś czas i dawała je nam. Dobrze, że Jen miała w kieszeni jakąś foliówkę, to w niej właśnie te kamyczki lądowały. Sammy uzbierała już prawie połowę jej zawartości. Po między naszą dwójką panowała cisza, ale jedna z przyjemniejszych. Po prostu napawaliśmy się w spokoju swoją obecnością.
- Jennifer, tatku, pójdziemy na ten plac zabaw? - Sammy spytała, podbiegając do nas, łapiąc dziewczynę za jej wolną rękę i ciągnąc w tamtą stronę.
- Dobrze, chodźmy - Potwierdziłem, gdy obie spojrzały na mnie pytająco.
     Gdy dotarliśmy do przejścia dla pieszych, spojrzałem w jedną i drugą stronę, uznałem, że możemy przejść. Byliśmy w połowie drogi na pasach, gdy usłyszeliśmy pisk opon z prawej strony. Zanim cokolwiek zrobiliśmy, samochód był coraz szybciej, aż w końcu poczułem, jak coś uderza w mnie z ogromną siłą i odrzuca mnie kilka metrów dalej. Otworzyłem oczy, jęcząc z bólu i próbując się podnieść, ale nie udało się, bo ciało odmówiło jakiegokolwiek ruchu. Spojrzałem po okolicy, próbując znaleźć dwie najbliższe dla mnie osoby. Obraz zaczął mi się zamazywać, ciało odlatywało, nie czułem go powoli.
- Jennifer... - Jęknąłem, gdy zobaczyłem ją, nie ruszała się, leżąc może z metr ode mnie. Zaraz przy niej leżała Sammy, lecz z nią było chyba lepiej, bo wstała powoli z jezdni i zaczęła rozglądać się. Usłyszałem jeszcze, jak mała krzyczy moje imię, a ja straciłem przytomność.



*********
Soł, nie zabijecie mnie za to, prawda?
Drama dopiero się zaczęła xd
Komentujemy xx

2 komentarze:

  1. O kurwa (przepraszam za słoenictwo XD)
    Ale o ja cie to to wgl było ja się pytam ciebie?
    Jak zaczelam czytać pierwsze słowa to pomydałam:wtf o co chodzi? Xd ale jestem przekonana ze za wszystkim stoki Braiana, no bo kto inny?
    Kurcze ja chce juz kolejny wennny słońce :****

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam po raz drugi :)
    Tutaj tak jak w poprzednim opowiadaniu lekko mnie zaskoczyłaś. Pomimo, że rozdział jest dłuższy od Sprzedanej to dla mnie, wciąż troszkę przykrótki, ale tak jak wspominałam fabuła tak jak i tutaj jest świetna.
    Bardzo mi się spodobał ten rozdział. Mam nadzieję, że jeszcze tutaj wrócę.
    Z chęcią poznam twoje zdanie na temat mojego opowiadania.
    Pozdrawiam xxx
    http://message-harrystyles.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Podoba Ci się ta historia?