poniedziałek, 18 stycznia 2016

Rozdział 21

    Chciałbym w słowach wyrazić swoje emocje, by każdy mógł zrozumieć, co czuję. Lecz jestem zdania, iż nie ma osoby, której mimo szczerych chęci się to uda. Bowiem, nikt nie jest w stanie zrozumieć strachu ojca przed utratą ukochanej córeczki. Jedynego dziecka. Dlatego też musiałem schować dumę do kieszeni i porozumieć się z Harry' m. Tylko on jest mi w stanie pomóc w tym momencie.

- I jak? - zapytałem go przez telefon, gdy tylko zadzwonił do mnie. Czekam na ten telefon od dwóch godzin.
- Umówiłem cię z Anthony' m na jutro, godzina piąta po południu, w jego kancelarii na Melbourne St. Lepiej, żebyś miał czas - usłyszałem, przez co mogłem odetchnąć z ulgą.
- Dzięki wielkie, mam u ciebie dług. - Uśmiechnąłem się, choć wiem, że on tego nie zobaczy.
- Wiem, wiem. Załatwimy to kiedyś w jakimś barze, gdy będzie po wszystkim - zaśmiał się.
- Dobra, jutro masz wolne - powiedziałem, zanim się rozłączył. Podziękował i zakończył połączenie.
    Po stwierdzeniu, iż najwyższa pora wracać do domu, spakowałem do swojej aktówki najpotrzebniejsze rzeczy z biurka i wyszedłem z pomieszczenia; uprzednio gasząc światło i zamykając drzwi na klucz. Pożegnałem się ze swoją sekretarką skinieniem głowy, zjechałem windą do garaży, gdzie było jeszcze kilka innych aut moich pracowników. Podszedłem spokojnym krokiem do swojego mercedesa i po odblokowaniu go przez jeden przycisk, wsiadłem na miejsce kierowcy.

    Po dotarciu do domu, wjechałem do garażu i zamknąłem go za sobą. Wszedłem cicho do domu, od jakiegoś czasu Samantha polubiła drzemkę popołudniową, starając się, by jej nie obudzić.
- Dzień dobry, panie Tomlinson - usłyszałem powitanie Mirelli. Wychodzi na to, że moja mała kruszynka nie śpi.
- Tata! - dotarł do mnie zapłakany głosik Sam, a zaraz po tym wskoczyła mi ręce, cicho pochlipując i wtulając się mocno w moją szyję.
- Co się stało kochanie? - zapytałem, zgarniając mokre od łez, włoski z jej twarzy a bok.
- Bo... Śniło mi się, że przyszła taka pani i zabrała mnie gdzieś daleko... Od ciebie. Tatusiu, nie pozwól, żeby ta ani mnie zabrała, ja chcę z tobą! - Jej płacz łamał moje serce. Sammy była tak bardzo przerażona, że bałem się jej cokolwiek odpowiedzieć.
- Sammy, kochanie. Uspokój się córeczko. - Postawiłem ją na podłodze i uklęknąłem na oba kolana, bym mógł uważnie na nią patrzeć. - Popatrz na mnie cukiereczku. - Gdy wykonała moje polecenie, mówiłem dalej, łapiąc jej drobniutkie rączki w swoje. - Nigdy nie pozwolę zabrać mi ciebie, wiesz? Jesteś moim słodziutkim cukiereczkiem i aniołkiem. To był tylko zły sen, wiesz? - Patrzyłem na nią badawczo. Sammy po protu mocno mnie przytuliła zaraz po tym i powiedziała:
- Dziękuję tatku. Ta pani, która była z nami w parku była tu i chciała mnie zobaczyć, ale Jenny jej nie pozwoliła.
- Bardzo dobrze zrobiła - uniosłem wzrok, czując na sobie spojrzenie Jennifer. - Dobrze, leć się pobawić do salonu, zaraz tam do ciebie przyjdę - poleciłem małej, na co przystała i wykonała moją prośbę. Wstałem z kolan i podszedłem do Jennifer stojącej przy schodach.
- Za nic nie mogłam jej uspokoić... - Nie pozwoliłem jej dokończyć, bo wpiłem się w jej usta i przyciągnąłem do siebie bliżej. Jęknęła cicho w moje usta, ale odwzajemniła pocałunek, pogłębiając go nieznacznie.
- Stęskniłem się za tobą - powiedziałem, gdy  w końcu się od niej odsunąłem.
- Ja za tobą też.
- To może pokażę ci, jak ciężko mi było dziś bez ciebie? - Moje brwi sugestywnie poszybowały do góry, na co dziewczyna dźwięcznie się zaśmiała.
- Teraz pójdziesz coś zjeść, a potem przemyślę twoją propozycję. - Odwróciła mnie do siebie tyłem i popchnęła lekko w stronę kuchni. - Mirella zrobiła pyszny obiad.

- Harry załatwił mi jakiegoś dobrego prawnika - powiedziałem, siadając na łóżku, obok Jen.
- Tak? Kiedy spotkanie? - zapytała, wmasowując krem w swoje delikatne dłonie.
- Jutro na piątą po południu.
- Co tam w ogóle u niego? Dawno go nie widziałam - stwierdziła i odłożyła na szafkę tubkę z kremem.
- Nic nowego.
- Czemu nie odwiedza Sam? Harry jest podobno jej chrzestnym. - Nic nie odpowiedziałem, przez co dziewczyna wyciągnęła jednoznaczne wnioski. - Ty chyba nie jesteś o mnie zazdrosny?
- Jestem, okej?! - Wstałem z łóżka i zacząłem chodzić po pokoju, by pozbyć się jakoś jej natrętnego wzroku.
- Ale nie masz o co! Gdybym coś do niego czuła, czy byłabym tu teraz z tobą? - zapytała  a mnie zrobiło się głupio, bo ma rację.
- No nie, ale widziałem, jak on patrzy na ciebie...
- Louis... Przestań  gadać takie bzdury i chodź tu do mnie, bo mi zimno! - zaśmiała się dźwięcznie. Szybko znalazłem się obok niej, biorąc ją w swoje ramiona. - Nigdy więcej nie myśl, że jest ktoś inny. Nigdy.
    Podniosła się lekko, by złączyć nasze usta razem w namiętnym pocałunku. Moje dłonie zaczęły wędrówkę po jej nagich ramionach, aż do jej ud i z powrotem, lecz wiem, że nie mogę liczyć dziś na nic więcej. Zasnąłem z jej ciałem przy moim i  uśmiechem na ustach.



***********
Kolejny lipny rozdział, ale to jeszcze nie koniec! Postaram się w kolejnym rozdziale o dawkę emocji<3

3 komentarze:

  1. Końcówka taka słodka i ta propozycja Louisa haha :D
    Świetny rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Wooo genialny rozdział kochana czekam na kolejny kochanie wenyy:**

    OdpowiedzUsuń
  3. Romantic :)
    Trzymam kciuki za Lou ;)
    Powodzenia w dalszym i dużo weny :D
    Xx

    OdpowiedzUsuń

Podoba Ci się ta historia?