środa, 30 grudnia 2015

Zapytanie

Przybywam do was z pomysłem.
I pytaniem.


Chciałabym zacząć publikować całkiem inne ff, z całkiem innym bohaterem. Opowiadanie nosi nazwę " Sprzedana ". Głównym bohaterem jest Harry Styles.

Tu macie taki spojler:


Jakiś czas później obudziłam się w nieznanym mi pokoju. 




Kilkudniowy delikatny, ledwo widoczny zarost, ciemne długie do ramion włosy, które przy końcach kręciły się lekko. Na sobie ma czarne spodnie i szarą koszulkę z krótkimi rękawami.
To on.





Puścił mnie, a ja upadłam na drewnianą podłogę. Zaraz po tym chłopak wyszedł i zamknął za sobą drzwi. Jak usłyszałam, na klucz. Zerwałam się szybko i zaczęłam walić w drewnianą powłokę, wykrzykując przy tym:
- Otwieraj te drzwi! Co ty odpierdalasz, Harry!
- Jak to co, skarbie. Zamknąłem cię w piwnicy. Możesz się tam zadomowić, bo nie wiem, kiedy opuścisz co urocze miejsce - stałam oparta o drzwi i słuchałam, jak odchodzi. 





- Czego jeszcze chcesz? - zapytałam w końcu, gdy przez dłuższy czas nic nie mówił. - Zniszczyłeś mnie. Mało ci jeszcze?!
- Nie chciałem tego - powiedział cicho, nadal na mnie patrząc. 
- Myśli trzeźwego słowami pijanego. W tym przypadku czynami, Harry.
- Nie zapominaj, że nadal należysz do mnie. "




Krótki, ale z kilku rozdziałów. Mam nadzieję, że zaciekawiłam kilka osób i wstąpicie na dłużej na bloga?

Link dodam po nowym roku, myślę, że drugiego stycznia blog ruszy.

Proszę ładnie o komentarz, czy kogoś zainteresowałam<3

Rozdział 18

- Tatusiu, kim jest ta pani? - zapytała mnie Samantha.
    Zbladłem. Nie wiedziałem, co jej odpowiedzieć. Moje dziecko nie należy do tych, którym wciśnie się bajeczkę, a ono uwierzy. Jest mądra, jak na swój wiek i wiele rzeczy rozumie. Może aż za wiele.
- Tatuś musi sobie porozmawiać z tą panią - wycedziłem przez zęby, oddalając się od Jennifer i Sam.
- Co ty odpierdalasz!? - Szarpnąłem za jej ramię, odprowadzając kawałek.
- Jak to co? Przyszłam do swojej córki.
- Córki? Przyszłaś do swojej córki?! - Myślałem, że krew mnie zaleje, gdy widziałem jej zadowoloną minę.
- Tak.
- Ty nie masz córki! Wyrzekłaś się jej w dzień, kiedy zniknęłaś. Mogłaś zabrać ją ze sobą, skoro teraz sobie przypomniałaś o tym, że jesteś matką.
- Louis, ja...
- Nie obchodzi mnie co ty. Miałaś swój czas, nie wykorzystałaś go. A teraz zniknij, to najlepiej ci wychodzi.
- Jeszcze mnie zapamiętacie! - usłyszałem od niej, nim odszedłem.
    Zostawiłem ją tam i szybko wróciłem do dwóch dziewczyn siedzących aktualnie na ławce. To cudowny widok, widząc, że twoje oczko w głowie lubi twoją ukochaną. Tak, kocham Jennifer. Od początku mnie intrygowała.
- I co? - zapytała mnie ciemnowłosa, odgarniając niesforne kosmyki z oczu.
- Na ten moment jest spokój. Nie wiem, do czego może się posunąć. Muszę porozmawiać ze swoim prawnikiem w razie czego, żeby wiedzieć, jak się bronić.
- Tak, masz rację.
- Wracajmy do domu. Boję się, co może przyjść do głowy Brianie.
    Dziewczyna przytaknęła mi i wstała z ławki ze śpiącą małą blondyneczką na rękach. Zabrałem jej ciałko z rąk, bo wiem, ile ten diabełek waży. Po dotarciu do domu, od razu wniosłem Sammy do jej pokoiku i ostrożnie, by jej nie obudzić, rozebrałem z kurtki i butów i okryłem kocykiem. Na koniec ucałowałem w czółko i chciałem się wycofać, ale poruszyła się. Zastygnąłem w miejscu, by nie wydać żadnego dźwięku. Samantha przekręciła się na bok, pleckami do mnie, mrucząc coś pod nosem. Gdy byłem pewny, że jej nie obudzę, wydostałem się z pomieszczenia i zszedłem na dół. Odwiesiłem kurtkę na wieszak, a buty włożyłem do szafki. Westchnąłem i skierowałem się do kuchni.
    Ten dzień zdecydowanie jest za długi. Dwa nieprzyjemne spotkania z byłą narzeczoną to nic dobrego. Jestem uczulony na punkcie mojego małego skarbu, więc po głowie chodzą mi same czarne myśli o tym, czego może dopuścić się Briana. Usiadłem na stołku barowym i spojrzałem na stojącą do mnie tyłem Jennifer.
- Słyszysz mnie Louis? - Dotarło do mnie jej pytanie.
- T... Znaczy nie. Zamyśliłem się. Możesz powtórzyć?
    Dziewczyna odwróciła się w moją stronę, trzymając w jednej ręce kubek, a w drugiej saszetkę herbaty.
- Chcesz herbaty?
- Tak. Albo najlepiej kawy.
- Już dziś dwie wypiłeś, nie przesadzaj - mruknęła tylko i odwróciła się spowrotem, czym wywołała delikatny uśmiech na moich wargach.
    To całkiem przyjemne, gdy się ktoś o ciebie troszczy. Ktoś inny, niż mama, czy siostry i kumple. Wstałem i podszedłem do niej, obejmując ją w talii.
- No to nie będę spał w nocy, nie ma problemu. Są ciekawsze rzeczy do roboty, niż sen - wyszeptałem jej to wszystko do prawego ucha, czym sprawiłem, że uśmiechnęła się i ponownie odwróciła w moją stronę, obejmując mój kark, swoimi drobnymi dłońmi. Zacieśniłem bardziej dłonie na jej talii.
- A jakie to rzeczy? -zapytała, śmiało patrząc mi w oczy i uśmiechając się zadziornie.
- A na przykład... Sprawianie ci przyjemności.
    Pochyliłem się trochę, by złączyć nasze usta. Oddała pocałunek, wkładając swoje smukłe palce w moje włosy. Świetne uczucie, gdy dotykała skóry głowy i lekko ciągnęła za końcowki włosów.
- Rozpatrzymy ten wątek, ale woda się właśnie zagotowała. - Wyślizgnęła się z moich ramion i wyłączyła piszczący czajnik, zalewając wrzatkiem kubki z herbatą.
    Wróciłem na swoje miejsce z szerokim uśmiechem i przyjąłem od niej jeden z kubków, czekając, aż poda cukier. Usiadła po chwili na przeciwko mnie i zmieszała łyżeczką w kubku.
- Co zamierzasz? - zapytała po dłużej chwili ciszy.
- Na pewno od tak Samanthy jej nie oddam. Co to to nie. Pójdę do sądu, jeśli nie da nam spokoju, a z tego co widzę, tego spokoju nie otrzymamy. Jutro spotkam się z Calumem, on mi powie, co robić.
- Dobrze - przytaknęła i upiła łyk parującego napoju.
   Dotknęła nieśmiało mojej dłoni, leżącej na stole. Odstawiłem swój kubek i wziąłem jej dłoń w moje. Przysunąłem wierzch do swoich ust i złożyłem na nim delikatnego całusa. Dostrzegłem, iż się zarumieniła na mój gest. Uwielbiam doprowadzać ją do tego stanu.
- Kocham cię - powiedziałem, a ona zachłysnęła się pitą herbatą. Zaczęła kaszleć, a ja zerwałem się z siedzenia, by pomóc jej jakoś.
- Boże, Louis, chcesz mnie zabić? - zapytała, gdy się uspokoiła i ocierała kąciki oczu z łez.
- Oczywiście, że nie skrabie. - Kucnąłem przy niej. Spojrzała na mnie z góry, uśmiechając się lekko. - Przepraszam.
- Nie, po prostu, nie spodziewałam się - powiedziała cicho.
- Okej, zapraszam panią pod prysznic. - Szybko wziąłem ją na ręce w stylu panny młodej i ruszyłem ku schodom.
- Louis, ale kubki...
- Jutro Mirella przyjdzie, to posprząta. - Uciszyłem ją tym zdaniem.
    Wszedłem z nią po schodach i skierowałem się do naszej sypialni. Dziewczyna otworzyła drzwi, a ja kopniakiem ja zamknąłem, uważając, by nie obudzić Sam. Od razu wszedłem do łazienki, nadal z Jenny na rękach. Posadziłem ją na pralce i zamknąłem drzwi na klucz. Podszedłem do niej, uśmiechając się zadziornie. Odpowiedziała mi tym samym i złączyła nasze usta razem. Mój język bez żadnej przeszkody znalazł się w jej ustach, badając wnętrze. Przez kilka chwil słychać było tylko nasze przyśpieszone oddechy. Moje dłonie zjechały na talię, by zaraz wślizgnąć się pod jej sweterek. Gdy miałem ściągnąć z niej wspomniane ubranie, zza drzwi usłyszeliśmy głosik Sammy.
- Tatusiu, gdzie jest Jennifer? Miała pomóc mi się wykąpać!


******
Takim oto akcentem zakończyłam ten rozdział.

Mam nadzieję, że dzielnie zniesiecie Brianę? Wierzę w was<3

Do następnego dziubasy!

sobota, 26 grudnia 2015

Rozdział 17

- Jestem Briana, matka Samanhty. A ty kim jesteś i co robisz w moim domu?
    Zdębiałam. Dosłownie nie wiedziałam, jak się zachować. Dziewczyna widząc moją minę, zaśmiała się, by potem wejść do domu, szturchając mnie w ramię. Dość mocno.
- Gdzie mój Loueh?
    Loueh? Tylko ja tak mogę go niego mówić. Poszłam za nią, widziałam, jak rozgląda się po pomieszczeniu zwanym kuchnia i salon, a potem idzie na górę. Idę też i ja, chcę wiedzieć, czego ta suka chce. No sorry, ale na inne nazewnictwo, to u mnie sobie nie zasłużyła. Przeszła pewnie przez korytarz, głośno stukając szpilkami o wypastowane panele, zatrzymując się przy gabinecie Louisa.
- A co tak za mną leziesz? Posprzątaj w naszej sypialni, zostaję na noc.
    To zdanie mnie wbiło w podłogę, a ona to wykorzystała i weszła szybko do gabinetu. Oprzytomniałam i zaraz zrobiłam to samo. Otwierając drzwi, zobaczyłam, jak blondyna przysuwa się do Louisa, zawiesza ręce na jego szyi i bezceremonialnie całuje go, wpychając język do jego ust. Poczułam odruch wymiotny, gdy on nie robił nic, by się jej pozbyć, zatrzasnęłam mocno drzwi i poszłam do łazienki, by się uspokoić. Spojrzałam w lustro, widząc w nim dziewczynę ze łzami w oczach, które nie chcą za nic wypłynąć.
    Czemu tak zabolał mnie ten widok? Przecież to jego była, matka dziecka. Może czuje coś do niej, o czym mi nie powiedział... Nie no, wyznał ci miłość idiotko, myślisz, że gdyby coś miał do niej, zabierał by się za ciebie?
Nie jestem teraz pewna...
Nagle usłyszałam donośne krzyki ze schodów, a potem trzask drzwi frontowych i w kuchni po chwili pojawił się zdenerwowany Louis, roztrzepując dłońmi włosy.
- To była... - zaczęłam, a Louis wszedł mi w słowo, dopowiadając szybko resztę.
- Briana, matka Samanthy, a moja niedoszła żona. - Usiadł przy stole na krześle, chowając twarz w dłoniach. Nie wiedziałam, co zrobić, ani co powiedzieć.
- Co chciała? - zapytałam cicho, siadając naprzeciw niego.
- Jak ona... Jak ona mogła się pojawić w moim domu po tylu latach i żądać jakichkolwiek praw do Sammy?! - wstał szybko z siedzenia, które od razu się przewróciło i wydało głuchy stukot. - Nie pozwolę jej na to!
- Louis, spokojnie. - Wstałam razem z nim i chwyciłam za ramię. On nagle odwrócił się w moją stronę i mocno do siebie przytulił.
- Ona chce wszystko zniszczyć. Wszystko, co budowałem przez trzy lata. - Szepnął w moją szyję.
- Nic takiego się nie stanie.
- Racja, bo nie pozwolę się jej do małej zbliżyć. - Wypowiedział to, jak obietnicę. - Przepraszam, że jej od siebie nie odsunąłem, gdy mnie pocałowała. - Spojrzałam na niego z dołu. - Wiem, że widziałaś.
- Tak... Ale...
- Dla mnie liczysz się tylko i wyłącznie ty. Ona jest dla mnie nikim - wyznał, a mnie ogarnęło ciepło w środku. Przyjemne.
- Dziękuję.
- Tatusiu, pójdziemy z Jenny do parku? Pójdziemy? - Zrobiła kocie oczy, po raz patrząc to na mnie, to na Louisa. Mężczyzna udał zamyślenie i odpowiedział jej:
- Dobrze, ale ubierzemy się ciepło.
- Tak! - Mała zniknęła w korytarzu. Słychać było, jak usiłuje założyć buciki.
- Chciałbym, by zaczęła mówić do ciebie " mamo ". - Westchnął i potarł mój policzek, patrząc w moje oczy uważnie.
- Nie wymagaj od niej za dużo. To jeszcze dziecko, musi się przyzwyczaić. To, że powiedziała tak do mnie raz, nie oznacza, że będzie tak do mnie mówić już zawsze.
- Wiem, ale...
- Tato, no chodźcie! - krzyknęła, stając przed nami w progu. Miała na sobie źle założone buty, nie zapiętą kurteczkę i krzywo założoną czapkę z poponwm na czubku.
- Idziemy, idziemy.
    Gotowi, wyszliśmy na dwór i skierowaliśmy swoje kroki do parku. Gdy tylko Sammy zobaczyła kolorowe liście leżące na wilgotnej ziemi, rzuciła się biegiem do niewielkiej kupki z liści i podrzucała kilka w garści w górę, głośno i radośnie się przy tym śmiejąc. Siedzieliśmy we dwoje chwilę na ławce niedaleko Sam i obserwowaliśmy, jak się bawi, lecz nie długo, bo zaraz sama zaciągnęła nas do zabawy. Nie wiem, jaki czas tak szaleliśmy we trójkę, ale przerwał nam głos, którego nie chciałam już słyszeć.
- Sammy! Chodź do mamusi! - wszyscy zamarliśmy w miejscu, a Samantha patrzyła zaciekawiona na Brianę.


****
First drama time!

Co będzie dalej?!
Postaram się dodać szybko kolejny.


Dziękuję anonimkowi za " pogonienie " do pisania:)

środa, 16 grudnia 2015

Rozdział 16

*** Tydzień później ***

   Gdy rano się obudziłam po ciężkim wieczorze, Louis jeszcze spał. Nic dziwnego, zagarek wskazywał godzinę szóstą, a wczoraj miał dość intensywne godziny w pracy. Dobrze, że dziś sobota, to chociaż się wyśpi. Ostrożnie, by go nie obudzić, wydostałam się z jego ciepłych ramion i poszłam do łazienki, po drodze zabierając czyste ubranie.
Gotowa na nowy dzień, zeszłam na dół. Mirelli jeszcze nie było, więc postanowiłam zrobić śniadanie.
Gdy wszystko było już prawie gotowe, usłyszałam tupot małych stupek o płytki. Mówiłam jej, żeby nie biegała na bosaka!
- Cześć Jennifer! - Usłyszałam słodki głosik Sammy przy swoim prawym boku, gdy znalazła się w kuchni i przytuliła swoje drobne ciałko do mojego.
- Cześć szkrabie - ta od razu wyciągnęła do mnie rączki. Wzięłam ją na ręce i cmoknęłam w policzek. - Wyspałaś się?
-Tak! Zrobisz mi płatki? - zapytała i sięgnęła rączką do szafki obok niej, w której było jej ulubione danie.
- Oczywiście. Siadaj.
    Sammy zajęła swoje standardowe miejsce od strony okna i czekała, aż podam jej ulubione płatki, wymachując energicznie nóżkami pod stołem. Siedziała przy nim w słodkiej kremowej piżamce z czarnym misiem i spodenkami w kolorową krateczkę i roztrzepanymi blond włoskami. Gdy śniadanie dla Sam było gotowe, zaczęłam robić jedzenie dla mnie i Louisa. Dobrze, że ma dziś wolne i raczej nie wyjdzie zaraz do biura.  Dziś zrobiłam kilka kanapek i gdy już miałam kłaść telerz pełen jedzenia na stół, do kuchni wpadła Mirella, zmachana z niedopiętym płaszczem.
- Kurczę, spóźniłam się. Pan Tomlinson mnie zabije - zdjęła szary płaszcz i zniknęła z nim w korytarzu, by powiesić go na haczyku.
- Co najwyżej dostaniesz upomnienie - uśmiechnęłam się lekko. - A poza tym, to jeszcze śpi. Raczej się nie do myśli.
- Nie chcę stracić tej pracy - westchnęła i zaczęła wycierać blat.
- Nie stracisz.
    Prawda była taka, że Louis wiedział, iż kobieta się spóźnia. W sumie sama się mu wygadałam po kilku lampkach wina, a potem następnego dnia mi o tym powiedział.  Przestraszyłam się, że zwolni tą miłą kobietę i błagałam go dobre pół godziny, żeby tego nie robił. A on tylko na koniec zaśmiał się i powiedział, że nia ma takiego zamiaru, i rano może przychodzić trochę później.
- Kto czego nie straci? - głos Louisa rozniósł się echem po całym domu. Chwilę potem wszedł do kuchni. Był już ubrany w szare dresy i białą koszulkę bez rękawów. Jego włosy stały na wszystkie strony, jakby przeszło po nich tornado.
- A nic, nic - ucięłam szybko temat, wgryzając się w kolejną kanapkę. Pan domu mruknął coś pod nosem, nachylając się ku mnie i składając na moim policzku całusa. To samo uczynił z Samanthą.
- Co dziś dobrego? Mirello, zrób mi kakao, dobrze? - polecił siadając i sięgnął po tosta.
- Oczywiście.
    Kobieta zabrała się za robienie picia dla mężczyzny, a ja spoglądałam na Sammy, czy aby nic sobie nie zrobiła pezy konsumowaniu swojego śniadania.
- Co dziś tak wcześnie? - Zagadnęłam go.
- Nie wiem. Łóżko było zimne, więc skutek był prosty, musiałem wstać.
    Nie wiem czemu Louis mówi tak ogólnikowo. Jeśli chciał cokolwiek ukryć przed Mirellą, to raczej spalił na panewce zaraz po tym, gdy cmoknął mnie w policzek chwilę temu. Przecież to widziała.
- Oh, no tak.
- Pańskie kakao.
- Dziękuję. - Upił trochę, nie słodząc nawet. Skrzywił się, a potem sięgnął po cukier i wsypał do szklanki jedną łyżeczkę.

    Cały dzień spędziliśmy we trójkę  w domu lub na podwórku. Nic nie wskazywało na to, że za chwilę wszystko zostanie zniszczone. Koło godziny piątej po południu, rozległ się dzwonek do drzwi. Poszłam otworzyć, bo Mirelli już nie było, a Louis był w swoim biurze robiąc jakieś drobne projekty. Ja bawiłam się z Sammy, rysując wszystko, co przyszło dziewczynce na myśl.
    Poszłam na korytarz, chwyciłam za klamkę, tym samym otwierając drzwi. Przede mną stała blondynka. Była mojego wzrostu, zapewne rok starsza, lub dwa. Pierwszy raz ją tu widzę.
- Tak?
- Ja do Louisa - odpowiedziała, uśmiechając się. No, to nie był szczery uśmiech. Chyba, że ja to źle zrozumiałam.
- Kim pani jest?
- Mam na imię Briana, jestem matką Samanthy. A ty, kim jesteś i co robisz w moim domu?



*****
I jak? Przepraszam, że tak późno, bo miał być następnego dnia po rozdziale piętnastym, ale nie miałam w ogóle na nic czasu, nawet nie czytałam wszystkich komów pod ost. rozdziałem...
Piszcie co sądzicie!!

sobota, 5 grudnia 2015

Rozdział 15

- Jak myślisz Sammy, tatuś będzie dziś wcześniej w domu? - zapytałam dziewczynkę, która jadła ze mną obiad przy stole w kuchni.
- Tak! Obiecał mi - mała pokiwała główką potwierdzająco i wróciła do zajadania się sałatką warzywną.
    Szczerze, nie chciałam, by wracał wcześniej. Dzisiaj ma odbyć się nasza rozmowa... Nie wiem, jak ona przebiegnie. Mam nadzieję, że żadne z nas nie będzie skrzywdzone.
- Jestem! - usłyszałam krzyk Louisa z korytarza.
     Mała jak na zawołanie zeskoczyła ze stołka i pobiegła do niego. Po krótkiej chwili Louis wszedł do kuchni, niosąc na rękach przyczepioną do niego Sammy. Wyglądał słodko z nią na rękach. I nie, nie skarcę się za takie myśli. Postawił ją na podłodze i usiadł do stołu, na którym czekał na niego już obiad. Mała zrobiła to samo, kończąc obiad.
- Pamiętasz, że musimy porozmawiać? - zapytał.
- Tak.
- Dobrze. Przejdziemy do mojego gabinetu, żeby był spokój, okej? - kiwnęłam głową, że się zgadzam i skończyłam swoją porcję.
    Talerz znalazł się w zmywarce. Sammy zaraz też postawiła puste naczynie na blacie obok mnie, mówiąc, że zjadła. Pochwaliłam ją i powiedziałam, że może iść się pobawić do salonu. Poczekałam, aż pan domu również skończy jeść swoją porcję i oba naczynia wylądowały w zmywarce. Gdy on zniknął w korytarzu, westchnęłam, dając sobie moment na przeanalizowanie wszystkiego. W Irlandii obiecałam, że wszystko się wyjaśni. Porozmawiamy o wszystkim, lecz tak naprwdę, nie wiedziałam, jak ta rozmowa będzie wyglądała.
Postanowiłam zmierzyć się z nieuniknionym i skierowałam swoje kroki do jego gabinetu. Nacisnęłam klamkę i przekroczyłam próg pomieszczenia. Stanęłam przed jego biurkiem, nie wiedząc, czy odezwać się pierwsza, czy poczekać, aż on zacznie.
- Tak więc Jennifer, musimy w końcu dojść do momentu, w którym wyjaśniamy sobie, na czym stoimy - zaczął.
- Co masz na myśli? - zapytałam, nie bardzo wiedząc, o czym mówi.
    Louis wstał, podszedł do mnie i chwycił delikatnie moje dłonie, patrząc na nie i lekko się uśmiechając. Jego marynarka wisiała swobodnie na oparciu fotela, a dwa górne guziki białej koszuli miał odpięte, przez co widziałam zarys jakiegoś tatuażu. Byłam ciekawa, co to za rysunek.
- Widzisz Jenny... Nie wiem, jak ty to robisz, świadomie czy nie, ale cholernie mnie pociągasz. I nie jestem jedyny. Harry też za tobą gania. Teraz przestał, ale pewnie szykuje plan, jak cię odbić. Nie jest z tych, że jak mu się nie uda, to da sobie spokój. Ale nie o nim chciałem rozmawiać. Te wszystkie skradzione namiętne pocałunki nie miały na celu zaciągnięcia cię do łóżka, od razu mówię, żebyś nie myślała sobie, że jestem jakimś niewyżytym hujem - uśmiechnął się figlarnie i spojrzał prosto w moje oczy.
    Onieśmielił mnie, powiem szczerze. Złączył nasze palce obu rąk i przypatrywał im się chwilę. Nagle nieoczekiwanie do pokoju weszła Sammy. Spojrzała na nas i nasze dłonie, po czym wypaliła:
- Jenny, jesteś teraz moją mamusią? - podbiegła do mnie i spojrzała, podnosząc wysoko główkę. Jej wzrok był proszący. Zaśmiałam się nerwowo, bo chyba nie ma nic trudniejszego, jak powiedzieć dziecku w takiej sprawie ' nie '.
- Sammy kochanie - Louis wziął małą na ręce i powiedział do jej ucha: - Wiesz córeczko, idź pobaw się do swojego pokoju, dobrze? Narysuj dla Jen ładnego kucyka, ostatnio mi pokazywałaś. Musimy porozmawiać z Jenny. Zapytam, czy będzie chciała być twoją mamusią, okej?
- Tak! - gdy tylko jej stópki dotknęły paneli, wybiegła z gabinetu i zamknęła za sobą drzwi.
- Nie będę owijał w bawełnę, powiem, jak jest - nieoczekiwanie przyciągnął moje ciało do swojego i pocałował mocno. Gdy skończyło się powietrze, oparł swoje czoło o moje i wyznał: - zakochałem się w tobie.
Przez moment patrzyłam na niego zszokowana, odsuwając się krok do tyłu.
Czy Louis właśnie powiedział, że zakochał się? We mnie?
- Louis...
- Musiałem ci powiedzieć. Nie wytrzymałbym dłużej - westchnął, podchodząc do mnie.
- Ja...
- Przepraszam, jeśli to za dużo. Po prostu...
    Nie pozwoliłam mu skończyć, tylko przybliżyłam się do niego maksymalnie i złączyłam nasze wargi. To był impuls, ale wcale go nie żałuję. Mężczyzna objął mnie mocniej w pasie jedną ręką, a drugą przyłożył do szyi, przez co przeszły mnie delikatne dreszcze po kręgosłupie.
I pragnęłam więcej.
- To znaczy, że się zgadzasz? - zapytał urywanym oddechem po zachłamnym pocałunku.
- Wstępnie.
- Dlaczego wstępnie? - zapytał, nie rozumiejąc.
- Nie jestem pewna tego, co dokładnie czuję do ciebie, ale chętnie dowiem się co to jest w najbliższym czasie - wytłumaczyłam, na co brunet uśmiechnął się szeroko i ponownie objął w pasie przyciągając do siebie.
- Mam tatku! - Samantha znowu wbiegła do gabinetu, otwierając drzwi na oścież i wymachując białą kartką papieru.
- Pokaż - Louis wziął od niej rysunek, a ja wzięłam dziewczynkę na ręce. Objęła rączkami moją szyję i czekała co powie jej tata. - No co jak co, ale talet do rysowania to masz po mnie - na te słowa pokazał mi dzieło blondyneczki. Było to zwierzę bardzo przypominające kuca. Jego grzywa była długa, jak i ogon. Cały pomalowany na brązowo. - Jeszcze trochę i będzie z tego dzieło! - Louis dał małej buziaka, na co głośno zachichotała, tym samym mnie wprawiając w szerszy uśmiech.
- Tatusiu, czy Jennifer będzie moją mamusią? - ponowiła pytanie, wtulając się w moją szyję. Jestem pewna, że wygląda to przesłodko. Spojrzałam na szefa, który wyznał mi przed chwilą miłość.
- Tak - odrzekł bez zawahania.
    Dziewczynka słysząc potwierdzenie, przytuliła się do mnie, mocno ściskając, jak na siebie, mogą szyję. Nagle znieruchomiała, odsunęła się ode mnie i spojrzała na mnie smutnym wzrokiem.
- Ale będziesz mi czytać siedmiu krasnoludków i spać ze mną, jak nie będę mogła zasnąć? - jej smutny głosik doprowadził mnie prawie do łez.
- Oczywiście, że tak! Skąd mogłaś pomyśleć, że nie będę już tego robić? - zapytałam, odgarniając niesforne kosmyki z jej twarzyczki.
- Nie wiem...
- No dobrze już, proszę mnie tu przytulić! - Louis obiął mnie w pasie jedną ręką, Sam drugą i dał po buziaku.
Trzymałam ją, a ona obejmowała nas oboje. Wyglądaliśmy, jak normalna rodzina.


    Wieczorem Louis stwierdził, że skoro daliśmy sobie nawzajem szansę, nic nie stoi na przeszkodzie, bym przeniosła się do jego sypialni. Zgodziłam się, nie miałam wyjścia. Moje rzeczy zostały tam przeniesione bez mojej wiedzy, gdy poszłam z Sam na krótki spacer.
    Łazienka Louisa była większa niż moja dotychczasowa. Wyszłam z niej po prysznicu, w koszulce i szortach z elastycznego materiału, które idealnie nadawały się do snu.
- Myślałem, że znowu zobaczę cię w ręczniku - powiedział, gdy usiadłam na łóżku.
- No niestety - powiedziałam, rozcierając na dłoniach trochę kremu nawilżającego.
- Szkoda. Zaraz wracam - cmoknął mnie w kolano i zniknął w łazience, uprzednio zabierając ze sobą czyste bokserki. Westchnęłam i wsunęłam się pod kołdrę. Zgasiłam lampkę po swojej stronie, zostawiając trochę światła Louisowi.
- O, widzę zadbałaś o klimat - powiedział, zamykając drzwi pomieszczenia i pochodząc do łóżka. Dzięki jego lampce widziałam każdy tatuaż bruneta. Są śliczne. Zapewne każdy z nich ma jakąś historię. Kto wie, może kiedyś mi o nich opowie?
- Tak. Czekam tylko na ciebie - odpowiedziałam. - Dobranoc - odwróciłam się do niego plecami.
    Usłyszałam, jak śmieje się cicho, co słabo mu wychodzi. Sama uniosłam kąciki ust. Mówiłam już, że on jest słodki? Zgasił światło po swojej stronie. Poczułam, jak kładzie się obok mnie. Przyciąga zaraz do siebie. Na plecach czuję jego umięśniony tros. Silne ramiona otulają mnie delikatnie, a usta lekko pieszczą skórę na szyi.
- Louis, chcę spać - powiedziałam cicho, nie przerywając mu.
- A ja nie - odrzekł i przesunął się jeszcze bardziej, był jeszcze bliżej. Pisnęłam cicho, gdy poczułam coś twardego na swojej pupie.
- Ciekawe, jak głośno będziesz krzyczeć, gdy będzie w tobie.
    Momentalnie moje policzki zalały się szkarłatną czerwienią. Jak dobrze, że tego nie widzi.
- Ja wiem - szepnął po chwili i wiedziałam, że te dwa słowa nie odnoszą się do tych wypowiedzianych wcześniej. Odetchnęłam. Odwróciłam się do niego przodem. W tej ciemności i tak widziałam jego radosne oczy patrzące na mnie.
- A poczekasz trochę? - zapytałam niepewnie.
- Oczywiście. Byle nie za długo. Na dłuższą metę sam nie pociągnę.
- Louis! - żartobliwie uderzyłam go w ramię, na co tylko przyciągnął mnie blizej do siebie i pocałował namiętnie.



********
I jak kochani oceniacie ten rozdział?????

Ps<¬ jutro nowy rozdział na No Control!

Podoba Ci się ta historia?