poniedziałek, 11 stycznia 2016

Rozdział 20

    Jennifer. Moja piękna, cudowna Jennifer została mi odebrana. Nie widziałem jej od dłuższego czasu, ale też nie mam wstępu do domu Louisa, co mówi samo za siebie. Tomlinson nie wypuszcza jej zapewne z domu, byle tylko mnie nie spotkała i nie wpadła w moje ramiona. Boi się, że będzie ze mną, a na niego nawet nie spojrzy. Gdy przychodzę do firmy, wymieniamy z Louisem uściski i zajmujemy własnymi zadaniami. Rzadko kiedy się komunikujemy. To mój przyjaciel i źle mi z tym, że walczymy o jedną dziewczynę. Bardo piękną dziewczynę.
    Już nie jest tak jak kiedyś.
    Z westchnieniem, przeszedłem przez szklane drzwi, które poprowadziły mnie do holu. Zajmował on większą część parteru. Można by powiedzieć, że Tomlinson wie, co to przepych. Przede mną, jak co dzień, zobaczyłem uśmiechniętą, od ucha do ucha Alice, sekretarkę główną całej firmy. Zajmuje się odsyłaniem potencjalnych klientów do innych sekretarek, które potem kierują ich do mnie lub Louisa, czy innych pracowników tejże firmy. Dziś, jak zwykle wyglądała fantastycznie. Biała koszula, jak zwykle miła odpięte dwa pierwsze guziki dekoltu, przez co, widać było jej biust. Do tego czarna, zdecydowanie za krótka spódniczka, ale kto by się tym przejmował, skoro jest na co popatrzeć?
- Dzień dobry, panie Styles - powitała mnie, jak zwykle z szerokim uśmiechem na ustach. Oh, co te usta potrafią...
- Witaj Alice. Jak minął weekend?
- Dobrze, panie Styles - potaknęła.
- Dobrze. Szef już jest?
- Tak. Przyjechał chwilę przed panem.
    Kiwnąłem tylko głowa na jej słowa. Przeszedłem kilka metrów, by po znaleźć się przed wielką, posrebrzaną windą, mieszczącą siedem osób. Po naciśnięciu przycisku przywołującego maszynę, czekałem moment, aż dotrze do mnie. Drzwi się rozsunęły; wszedłem do środka, od razu wciskając przycisk z numerem 14. Winda zaraz ruszyła, uprzednio zsuwając ze sobą drzwi. Oparłem się prawym ramieniem o ścianę windy i czekałem, aż zatrzyma się na wyznaczonym piętrze. Po usłyszeniu charakterystycznego odgłosu, informującego mnie, że jetem na wyznaczonym piętrze, wyszedłem z małego pomieszczenia idąc szerokim, jasnym korytarzem.
- Witaj Claro - przywitałem się z asystentką Louisa.
    Była to niska kobieta w średnim wieku jestem skłonny powiedzieć, że ma mniej więcej trzydzieści cztery lata. Jest miła i uczynna, ale kiedyś podsłuchałem, przez przypadek oczywiście, jak plotkowała z Alice i inną sekretarką na temat Louisa. No cóż...
- Dzień dobry panie Styles.
    Nie dodałem nic, idąc dalej, do pokoju Louisa. Nie pukając, wszedłem do środka, wiedząc, że " szef " nie jest niczym zajęty.
- Dużo dziś roboty? - zapytałem, siadając z westchnieniem na jednym, z dwóch foteli obitych skórą, w kolorze podobnym do kości słoniowej, ustawionych przed jego fotelem.
- Nie. Mało kto zamawia rozpoczynanie budowy domu na okres zimowy - usłyszałem odburknięcie Tomlinsona.
    Parsknąłem w duchu na jego zachowanie i powiodłem wzrokiem za jego posturą. Stał przy ścianie, która wykonana była praktycznie ze szkła. Zawsze przy niej staje, obserwując wszystko za oknem, gdy się nad czymś głęboko zastanawia. A to się nie zdarza często.
- Skoro tak, to mogę iść do domu?
- Nie. Najpierw zrobisz coś dla mnie. Jako przyjaciel i wujek Samanthy. - Odwrócił się w moją stronę, podchodząc do biurka i opierając na jego brzegach dłonie. Od razu poprawiłem się na siedzeniu.
- Dla Sammy zrobię wszystko. Mów - zadeklarowałem się.



****



- Halo? - odebrałem telefon, zirytowany, bo dzwonił nieprzerwanie od kilku minut.
    Zamierzałem właśnie spotkać się z jednym z moich znajomych prawników. Są świetni w tym, co robią, dlatego są moimi kumplami.
- Witaj kochanie - usłyszałem głos, którego w tej chwili nie miałem ochoty usłyszeć. Ani co gorsza widzieć jego właścicielki. - Jesteś bardzo zajęty? Chciałabym się spotkać, jestem w Doncaster.
- Wiesz, jakoś nie bardzo w tej chwili... W jakiej sprawie dzwonisz? - Nie mam aktualnie ochoty na jej zaloty, czy cokolwiek.
- Pomożesz mi. Pamiętasz kochanieńki, że masz u mnie dług?
- Nie teraz... Spotkajmy się jutro w tym pubie na S Parade**. Cześć.
    Szybko się rozłączyłem, bym nie usłyszał żadnego sprzeciwu. Minąłem jakiegoś zataczającego się pijaka i szedłem do małej, przytulnej kawiarni, gdzie byłem umówiony z Jonnatan'em.
- Cześć Harry, kopę lat. W jakiej sprawie mam ci pomóc, mój przyjacielu?


**********


** Nie wiem, czy istnieje tam jakiś pub. Jest to wymyślona informacja.

No helloł kochani!!! Jak tam po weekendzie??? Ja całkiem dobrze.:)

I jak wrażenia? Trochę taki tajemniczy rozdział, no i perspektywa Hazzy!! Piszcie komentarze ze swoimi odczuciami, zawsze chętnie je czytam, to miód na moje serducho.
Wybaczcie, że taki krótki, postaram się niedługo coś dodać: )

3 komentarze:

  1. Rzeczywiście dość zagadkowy rozdział.
    Można się domyślać własnych teorii, ale to jest fajne, bo tyle ile ludzi, tyle odrębnych idei. :)
    Jeju, jakbyś mogła to proszę cię pisz częściej perspektywę Harolda, bo czyta się naprawdę fajnie, tak inaczej.
    Ciekawi mnie ta sprawa z prawnikiem. Czyżby chodziło o bezpieczeństwo Sammy, które zakłóciła Briana? Nie... Chyba głupia teoria :/
    Kurczę, czekam na kolejny rozdział i dużo weny ♡ :-*

    OdpowiedzUsuń
  2. Wooo genialny rozdział taki tajemniczy ...nie mogę się doczekać kolejnego weny kochanie <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Uuu :3 podoba mi się perspektywa Harry'ego ♡
    Oby więcej ^^
    Powodzenia w dalszym i dużo weny ;)
    Xx

    OdpowiedzUsuń

Podoba Ci się ta historia?