środa, 16 marca 2016

Rozdział 27

   To, co opowiedziała mi Jennifer, było nieprawdopodobne, ale nic w ciągu dzisiejszego dnia nie jest prawdopodobne. Nic, co pamiętam, nie zgadza się z realiami, w jakich się obudziłem. Najciekawsze jest to, że mam córkę i to z kobietą, którą ledwo znałem! Szczerze, Brianę poznałem na jakiejś imprezie, tydzień temu, a tu okazuje się, że od tego czasu minęły cztery lata! Postanowiłem iść do tej dziewczyny, porozmawiać z nią. Nic mi o sobie nie powiedziała, nie wiem skąd tyle o mnie wie.
    Gdy wszedłem do jej sali, zobaczyłem, jak jakaś kobieta pochyla się nad nią i trzyma poduszkę na jej twarzy. Jak tylko zrozumiałem, co ona robi, wyszarpnąłem jej przedmiot z rąk i odrzuciłem gdzieś.
- Co ty robisz?! Odejdź od niej!
     Zanim zobaczyłem jej twarz, kobieta zdążyła uciec, a ja zarejestrowałem tylko jej blond włosy i szczupłą sylwetkę. Szybko podszedłem go leżącej nieruchomo brunetki i sprawdziłem, czy oddycha - na szczęście wyczuwałem puls. Gdy miałem już wyjść, by zawołać jakiegoś lekarza, dziewczyna otworzyła oczy i rozejrzała się po sali, zatrzymując wzok na mojej osobie.
- Louis? - zapytała, nabierając głęboki oddech.
- Tak... Co to była za kobieta? Dlaczego chciała cię zabić? - Usiadłem za stołku, przypominając sobie o kroplówce, z którą tu przyszedłem.
- To była... - Usiadła na łóżku, opierając się plecami o ścianę i kontynuowała. - To była Briana.
- Naprawdę? To przecież...
- Tak. Powiedziała, że chce mojego końca. Nie wiem, co ja jej zrobiłam, że tak się mści.
- A... Powiedz mi coś o sobie. Nic o tobie nie wiem, a ty o mnie wszystko.
    Na moje słowa spuściła głowę, lekko się uśmiechając. Sięgnęła jednak zaraz do szafeczki i napełniła szklankę wodą, od razu upijając łyk, nim zaczęła cokolwiek mówić.
- Byłam nianią Samanthy. Potrzebowałam pracy, a że lubię dzieci, to szukałam takich ofert. Wysłałam do kilku osób swoje zgłoszenie, ale odezwałeś się tylko ty i umówiłeś się na spotkanie następnego dnia. Przyszłam, zapoznałeś mnie z małą która według ciebie nie lubiła swoich niań, a do mnie jakoś od razu zapałała miłością. Zatrudniłeś mnie no i tak sobie pracowałam u ciebie, aż w końcu poznała, twojego przyjaciela i wspólnika - Harry' ego. Stwierdził, że podobam mu się, i że się we mnie zakochał. Przychodził, odwiedzał mnie, a ty byłeś zazdrosny. Omal się o to nie pobiliście.
- Ja byłem zazdrosny o ciebie? - Nie dowierzałem.
- Tak. Potem jakoś wyznałeś mi poniekąd miłość. Zgodziłam się zostać twoją dziewczyną, Sammy była zachwycona z tego obrotu sprawy. No i pojawiła się wtedy Briana. Raz podeszła do nas w parku, więc ją spławiłeś. Jeszcze wcześniej przyszła do twojego domu. Ta wariatka założyła ci sprawę w sądzie o przejęcie władzy nad opieką nad Sammy. Louis, ja sądzę, iż to ona spowodowała nasz wypadek i uprowadziła Samanthę.
    Słuchałem jej cały czas, przetrawiając słowa. Nie odzywałem się jakiś czas, a ona nie naciskała, bym coś powiedział. Dobrze wiedziała, że to wszystko jest dla mnie czymś nienormalnym.
- Powiedz mi coś o dziewczynce - poprosiłem.
- To najsłodsze dziecko na świecie. - Uśmiechnęła się na samo wspomnienie jej twarzyczki. - Uwielbia cię i myślę, że nic tego nie zmieni. Lubi jeść warzywka, które gotuje kucharka, swoją drogą - zatrudniłeś jedną, nazywa się Mirella. Rany, muszę do niej zadzwonić i powiedzieć jej o wszystkim! Sammy lubi rysować, kiedyś stwierdziłam, że przejmie po tobie firmę i dalej będzie ją prowadzić na najwyższym poziomie.
- Wow, musi być wspaniała - powiedziałem, gdy skończyłam opowiadać.
- I jest. Najcudowniejsze dziecko na świecie.
- Żałuję, że jej nie pamiętam.
    Spochmurniałem. Z jej opowieści wynika, że dziewczynka jest aniołkiem, a ja zawsze chciałem mieć córkę, mimo, iż wydawać by się mogło, że syn to byłoby to. Żałuję, że tego nie pamiętam. Liczę na to, że szybko mi minie ta przerwa, w której nic nie pamiętam. Chciałbym wrócić już do normalności.
- Powiedz mi coś jeszcze - poprosiłem cicho.
- Wiesz o tym, że masz firmę? - zapytała.
- Tak. Założyłem ją trzy lata temu - powiedziałem. To pamiętam, ale wychodzi na to, że to już siedem lat!
- Więc minęło już siedem lat - powiedziała to, co miałem na myśli.
- Dokładnie o tym samym pomyślałem.
     Potem, znikąd pojawiła się pielęgniarka, wyganiając mnie z sali. Robiła jej chyba jakieś badania, czy coś. Wróciłem do sali, gdzie spotkałem blondwłosą dziewczynę, siedzącą tyłem do mnie na stołku, stojącym przy łóżku.
- Louis - usłyszałem znajomy głos.
    Dziewczyna odwróciła się do mnie i poznałem w niej Brianę. Wciągnąłem mocno powietrze, przypominając sobie o wszystkim, co mówiła Jennifer.
- Kochanie! Tak bardzo się o ciebie martwiłam! Przyleciałam z Bostonu najwcześniejszym samolotem! Jak się czujesz? Coś Cię boli?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podoba Ci się ta historia?