- Kochanie! Tak bardzo
się o ciebie martwiłam! Przyleciałam z Bostonu najwcześniejszym
samolotem! Jak się czujesz? Coś Cię boli? - zadała kilka pytań na raz,
tworząc zamieszanie w mojej głowie. Boston? Co ona tam robiła? O co w
ogóle chodzi?
- Co? Byłaś w Bostonie? Jenn...
- Nie mówiłam ci? No
tak! Słyszałam od lekarzy, że straciłeś pamięć i możesz nie pamiętać
wielu rzeczy... Ale ja Ci to wszystko opowiem dokładnie tak, jak było!
Wiesz, że mamy córeczkę? Ma na imię Samantha, sam wybierałeś jej imię.
Jest taka śliczna i mądra! Przyjechała ze mną, ale zostawiłam ją u mamy,
wiesz, żeby nie musiała cię oglądać w szpitalu, sam rozumiesz.
Stałem zszokowany
jej słowami. Czyżby Jennifer kłamała, by przeciągnąć mnie na swoją
stronę? Briana przecież mówi, że Samantha jest z nią, więc jasne jest,
że nie było jej na miejscu wypadku czy cokolwiek, skoro była z matką!
- Opowiedz mi coś o dziewczynce. Nie pamiętam jej w ogóle - poprosiłem, siadając na łóżku.
- Oh, przykro mi
kochanie. Nie jestem w stanie. Wiesz, nie wychowywałam jej. Wynajęłam
opiekunkę. Ja musiałam pracować, ty też... Nie miał się kto nią zająć.
- Mówisz o Jennifer? - zadałem kolejne pytanie.
- Jakiej Jennifer? Opiekunka ma na imię Klara, ma trzydzieści pięć lat.
Co? Więc co w takim razie z Jennifer? Kim ona jest? Czyżby mnie okłamała? Tak perfidnie?
- A ta Jennifer?
- Jaka Jennifer? O kim
ty mówisz? - zapytała zdziwiona. Pochyliła się nade mną, przykładając
zewnętrzną stronę dłoni do mojego czoła, marszcząc przy tym lekko swoje
czoło. - Nie, nie masz gorączki. Może ja zawołam lekarza?
- Nie, czuję się znakomicie.
Sam już nie
wiedziałem, która z nich mówi prawdę, a która zwyczajnie mnie naciąga.
Obie mówiły rzeczy, które trzymają się całości... Nie wiem, co o tym
myśleć... Muszę pobyć sam, by się nad wszystkim porządnie zastanowić,
może nawet coś mi się przypomni?
- Emm... Briana, mogłabyś wyjść? Chciałbym pobyć sam, wiesz, muszę zregenerować siły.
Posłałem jej nikły
uśmiech, kładąc się na łóżku. Ona tylko pokiwała głową ze zrozumieniem i
wstała ze swojego siedzenia. Podeszła do mnie i przyłożyła swoje wargi
do moich łącząc je w pocałunku. Całowała tak, jak zapamiętałem - mocno i
stanowczo, co od zawsze mi się podobało.
- Dobrze tygrysku. Wpadnę jutro, okej?
- O... Okej -
odpowiedziałem niepewnie, czy chcę ją widzieć, ale w końcu to matka
mojego dziecka, tak? Chociaż z tym nie ma żadnego problemu, czy to
prawda, czy też nie.
Gdy wyszła z pokoju, westchnąłem ciężko. Mętlik w głowie był tak zmiksowany, że czułem, iż zaraz zapomnę, jak się nazywam.
Z jednej strony była
Jennifer, a z drugiej Briana - dwie strony, dobra i zła, a ja sam nie
potrafię wybrać między odpowiedzią A, a odpowiedzią B. Jennifer wydawała
się być miłą i pokładaną dziewczyną. Nie sądziłem, że wykorzysta moją
utratę pamięci, by zmienić Brianę w chorą psychicznie osobę, która chce
ją zabić, ani matkę, która porzuca swoje dziecko! Zrobiło mi się bardzo
przykro z tego względu, gdyż jej uwierzyłem, jej pierwszej, a ona to
wykorzystała i wymyśliła to wszystko. Na dodatek, polubiłem ją, wydawała
się naprawdę w porządku. No cóż, byłem idiotą wierząc jej we wszystko,
co mi powiedziała. No i jeszcze to zdjęcie w moim portfelu... Nie, to
pewnie jakiś photoshop, jak inaczej miałbym to sobie wytłumaczyć?
Briana była taka,
jaką ją zapamiętałem. Równie śliczna i kusząca, jak wtedy w klubie.
Uwiodła mnie swoim wdziękiem, gdy razem z Oli' m przyszliśmy się napić,
by świętować zakończenie budowy jakiejś willi. Dziś było tak samo. Nawet
to, gdy szybko mówiła było wprost urocze... Jezu, Louis, przestań o
nich myśleć! Miałeś odpocząć... Nie, ja nie potrafię odpoczywać z głową
pełną myśli. Wstałem z łóżka, i tym razem bez kroplówki, wyszedłem cicho
na korytarz, na mały spacerek. Może uspokojenie nerwów coś da i zasnę
choć na trochę? Moje nogi poniosły mnie do pokoju telewizyjnego.
Kablówka była podłączona, a więc mogłem sobie coś ciekawego obejrzeć.
- Nie ma nic ciekawego
na tych programach - usłyszałem miły kobiecy głos. Obróciłem się i
zobaczyłem tę samą miłą pielęgniarkę, która była u mnie dwa razy, by
zmienić kroplówkę i opatrunki.
- Szkoda, miałem ochotę
zobaczyć jakiś film akcji - wyznałem, odkładając pilot na miejsce, nie
wiedząc, kiedy on wylądował w moich dłoniach.
- Powinieneś przyjść koło południa, wtedy na pewno coś ciekawego by leciało - odpowiedziała podchodząc bliżej.
- Zapamiętam -
uśmiechnąłem się do niej lekko, wracając wzrokiem do ekranu telewizora, w
którym akurat zaczynał się jakiś pogram rozrywkowy.
- Idź już spać. Jutro
czeka cie kilka badań, po których będzie wiadomo, ile zostaniesz w
szpitalu - powiedziała, podchodząc do odbiornika i wciskając wyłącznik.
-No dobrze, jak pani każe.
Zasalutowałem i
minąłem ją, wychodząc z pokoju. Od razu poszedłem do swojej sali, czując
powoli rosnące zmęczenie, spowodowane wrażeniami, na które zostałem
skazany. Poczułem, jak moje ciało odpręża się, czując pod sobą twarde
łóżko i zaraz zasnąłem.
Obudziłem się
następnego dnia, całkiem wypoczęty. Na stoliku dostrzegłem talerz, a na
nim zwykła bułka, mały kawałeczek masła i dwa plasterki jakiejś wędliny.
Ugh, szpitalne jedzenie nie powala na kolana. Zjadłem śniadanie i
skorzystałem z prysznica, odświeżając się. Czułem się dobrze, mimo tego,
jaki wypadek przeżyłem.
- Dzień dobry - powitał mnie ordynator szpitala, wchodząc do mojej sali w asyście dwóch pielęgniarek.
Jedna z nich była
blondwłosą kobietą - mogła mieć z trzydzieści lat. Włosy miała upięte
wysoko w koński ogon. Na sobie miała biały fartuch, a po obu jego bokach
widziałem dwie kieszenie. W prawej ręce miała duży, czarny notes, a w
lewej czarny długopis i notowała coś. Druga zaś, podeszła do mnie z
informacją, że musi zmienić mi wenflon i podłączyć kroplówkę. Kiwnąłem
tylko głową, że rozumiem. Moja uwaga skupiła się na lekarzu, który
zaczął do mnie mówić.
-Proszę mi powiedzieć,
jak się pan czuje, w skali od jednego do dziesięciu - poprosił.
Zastanowiłem się chwilę, nim odpowiedziałem.
- Osiem.
- Dobrze. Miewa pan może jakieś bóle głowy, pleców, czy innych części ciała?
- Nie.
- Zawroty głowy?
- Nie.
- Dobrze. Zrobimy panu
dziś kilka badań, zaczniemy od prześwietlenia głowy, by sprawdzić, czy
nie nastąpiły jakieś zmiany w mózgu i jego obrębie. Siostro Fines,
proszę za pół godziny przygotować pacjenta na badanie.
- Dobrze doktorze - odpowiedziała kobieta, która zmieniała mi kroplówkę.
- Potem pobierzemy panu
krew, do kolejnych badań, zajmie się nimi Caroline. - Tu pokazał na
kobietę notującą coś cały czas w notesie.
- Rozumiem.
- Dobrze. Życzę panu miłego dnia.
- Dziękuję - odpowiedziałem, zanim jeszcze cała trójka wyszła z pokoju.
Siedziałem chwilę
bezczynnie, aż dopadła mnie myśl o firmie. Przecież nikt jej nie
pilnuje, nie dogląda... Wyciągnąłem z szafki kurtkę, a z niej telefon.
Dobrze, że mam ten sam model, więc wiem, gdzie co mam. Wybrałem numer do
Harry' ego, to z nim przecież założyłem nasze źródło dochodów.
- Halo? - odebrał.
- Cześć Harry.
- Louis?
- Tak, słuchaj... Zająłbyś się zleceniami? Wiesz, teraz nie wiem nic, nie jestem w stanie - zacząłem niepewny.
- Wiem, o tym. Wiem. Poza tym, Jennifer też do mnie dzwoniła, dwa dni wcześniej, w tej samej sprawie.
- Jennifer?
- Tak. Kazała mi doglądać wszystkiego, żeby było idealnie, gdy wróci ci pamięć, i żebyś wiedział, gdzie co jest.
- Ale... Skąd ona wie o firmie? Skąd ma twój numer? - zadałem zdezorientowany pytanie.
- Louis, przecież Jenny to twoja laska, wie wszystko. - Wydawał się oburzony tym, że nie wiem.
- Ale...
- Tak?
- Nie, nic.
- Ok. Może wpadniemy do ciebie z chłopakami, co ty na to? - zapytał po chwili ciszy.
- Jasne wpadajcie.
Chyba będę musiał pogadać z Jennifer. I porządnie zastanowić się nad tym, która z nich - Jennifer czy Briana - mówią prawdę.
************
Jak wasze reakcje po rozdziale? Piszcie w kom:)))))
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz