poniedziałek, 25 kwietnia 2016

Rozdział 31

- Cały czas nasi ludzie śledzą Brianę Jungwirth. Na razie doprowadziła nas do swojego miejsca zamieszkania. Przebywa tam od jakichś czterech godzin. - Dostałem relację, o którą mi chodziło. Chciałem wiedzieć, co robi, jak, gdzie i w jakich godzinach.
- Wiadomo, czy jest sama, czy z kimś? - zapytałem ciekaw.
- Mamy przypuszczenia, że nie, ale to nie jest nic pewnego. Równie dobrze może być ktoś jeszcze w środku - odpowiedział. A z nimi moja córka.
- Dobrze, dziękuję za informacje.
- Do usłyszenia.
    Odłożyłem telefon na blat biurka, pocierając dłonią czoło. Westchnąwszy, podniosłem się z fotela i podszedłem spokojnym krokiem do okna. Zaraz po wyjściu ze szpitala, pojechałem do Jennifer. Nie mam pojęcia, jak Harry' emu udało się skombinować jej adres, ale jestem mu ogromnie wdzięczny. Porozmawiałem z nią, wytłumaczyłem, że wszystko sobie przypomniałem, i że jestem pewny, iż to Briana stoi za tym wszystkim. Miałem nadzieję, że Jenn wróci od razu ze mną, ale przeliczyłem się. Powiedziała, że musi sobie to wszystko przemyśleć i da mi znać. Liczyłem na to, że nie będę musiał czekać za długo. Ale taka jest właśnie Jennifer. Nie podejmuje żadnych decyzji pochopnie, musi sobie wszystko przetrawić. Tak samo było z tym, jak wyznałem jej swoje uczucia. Widziałem jej zmieszanie, ale i niedowierzanie.
- Przepraszam, panie Tomlinson, pańska sypialnia jest już posprzątana.
  Za sobą usłyszałem głos kucharki. Nie prosiłem jej o to, ale jak tylko zadzwoniłem do niej z pytaniem, czy chce nadal u mnie pracować, potwierdziła i przyszła o razu, oferując swoją pomoc we wszystkim.
- Dobrze. Możesz wrócić już do domu. Jutro przyjdź, jak zawsze.
- Dobrze, do widzenia.
    Wyszła, zamykając za sobą drzwi. Wróciłem wzrokiem do spoglądania na rozciągające się widoki za oknem. Od jutra muszę wrócić do firmy, ogarnąć wszystko. Harry mówił coś, że pracownicy zaczynają powoli się buntować, ale niech o tym zapomną. Niech sobie przypomną dla kogo pracują. Nie po to ich u siebie zatrudniłem, żeby odstawiali cyrki podczas mojej nieobecności. Styles odwalił kawał dobrej roboty, może należy mu się mała premia...
    Nagle usłyszałem ciche, ale stanowcze pukanie do drzwi gabinetu. Myślałem, że to gosposia, więc pozwoliłem jej wejść i zapytałem:
- Potrzebujesz czegoś jeszcze Mirello?
- Potrzebuję rozmowy z tobą.
    Natychmiast się odwróciłem, poznając głos Jennifer. Dziewczyna stała niepewnie w drzwiach. Zaprosiłem ją ruchem ręki, a sam wykonałem kilka kroków w jej stronę, omijając fotele stojące przy biurku.
- Cieszę się, że przyszłaś.
- Ivette mnie przekonała. - Wzruszyła ramionami, rozglądając się po gabinecie.
- Ty też musiałaś chcieć, skoro tu jesteś.
- Louis, zaraz się rozmyślę i wrócę do domu..
- Tu jest twój dom.
    Nie pozwoliłem jej nic powiedzieć, tylko od razu wziąłem jej ciało w swoje ramiona i pocałowałem jej usta. Jęknęła z zaskoczenia, ale bez oporu oddała każde zetknięcie z moimi wargami.
- Przepraszam cię, Louis - wypowiedziała pomiędzy pocałunkami.
- Nie, to ja przepraszam. Byłem głupi, ale zrozumiałem swój błąd i chcę go naprawić. Pozwolisz mi na to? - zapytałem, gdy się od niej odsunąłem. Nadal trzymałem ją w swoich ramionach co było po prostu świetne po takim czasie.
- Tak. Louis, ja...
- Tak?
- Kocham cię. - Przez moment wydawało mi się, że chciała powiedzieć coś innego, ale zanim zdążyłem o tym pomyśleć, ona ponownie złączyła nasze usta.
- Tak cholernie mi ciebie brakowało.

************
Dwa dni później
- Dlaczego to zrobiłaś? - zapytałem, będąc w szoku.
- To dziecko od samego początku nam przeszkadzało! Jak tylko się pojawiła, całą uwagę skupiłeś na niej, mnie miałeś głęboko w dupie, nawet nie zapytałeś, jak się czuję. Siedzieliście ze swoją matką w tym cholernym pokoju, albo całe dnie spędzałeś w firmie. Nie byłam ci już do niczego potrzebna. Nawet nie zauważyłeś, że się stoczyłam i wpadłam w depresję. Ciągle ci mówiłam, że jest dobrze, a ty głupi w to wierzyłeś za każdym razem! Nie interesowałeś się mną nawet w najmniejszym stopniu! Przypominałeś sobie o mnie, gdy przychodziła ci ochota na seks, bo nie chciało ci się iść do klubu. A ja, jak głupia liczyłam, że dziecko nas przybliży do siebie, że ślub coś zmieni... Ale szybko zmieniłam zdanie. Dlatego wykorzystałam pierwszą lepszą okazję i uciekłam. - Wzruszyła nonszalancko ramionami, uśmiechając się szeroko. - A teraz, twoja ukochana córeczka umiera. Miałam ją zabić, ale nie zdążyłam.
    Udała zasmucenie, co podziałało na mnie, jak płachta na byka. Wyrwałem się z uścisku Jennifer i szybko podszedłem do Briany, od razu dając jej w twarz. Wiem, że w tym momencie uderzyłem kobietę, ale właśnie fakt, że nią była, powstrzymywał mnie od zrobienia czegoś gorszego.
- Panie Tomlinson, spokojnie - usłyszałem polecenie jednego z dwóch policjantów, którzy pilnowali Briany.
- Nigdy więcej nie tkniesz mojej córki. Sprawię, że zgnijesz za kratkami. - Z tymi słowami wróciłem do brunetki, która wpatrywała się w całą tą sytuację z szeroko otwartymi oczami. Mam nadzieję, że przez to nie zacznie się mnie bać.
- Co ty...
- Jennifer, idziemy do szpitala, do naszej córki. - Dziewczyna posłusznie wstała i poszła za mną od razu. Po wyjściu z komisariatu szybko wyrwała swoją dłoń z mojej,czym zwróciła moją uwagę na nią.
- Louis, co to było?!
- Co masz na myśli?
- Uderzyłeś ją! - krzyknęła z wyrzutem.
- Ma szczęście, że nie zrobiłem jej nic gorszego!
- Co?
- Omal nie zabiła mi dziecka! Również jej dziecka! Uwierz mi, cios w policzek, to nic.
    Ponownie chwyciłem ją za dłoń, tym razem doprowadzając już do samochodu. Wsiadła na miejsce pasażera i zapięła pas, czekając, aż i ja zrobię to samo. Ruszyłem z piskiem opon z pod komendy policji, kierując się do szpitala.
    Jak tylko dostałem telefon od policji, że złapali Brianę, kiedy próbowała nielegalnie kupić broń palną, reszta potoczyła się dość szybko. Od razu wezwali nas na posterunek, nie pozwalając nic przemyśleć, ani się zastanowić. Jak tylko dowiedziałem się, że moje maleństwo walczy o życie, omal nie zemdlałem. To był cios w serce.
- Gdzie leży Samantha Tomlinson? - zapytałem od razu, po dostaniu się do rejestracji.
- Kim pan jest? - Starsza kobieta zilustrowała mnie znudzonym wzrokiem.
- Ojcem. Jestem jej ojcem!
- Sala 535a na drugim piętrze.
    Nie odpowiedziałem, tylko od razu skierowałem się do windy. Po kilkunastokrotnym wciśnięciu klawisza przywołującego windę, westchnąłem zirytowany, iż ta od razu się nie pojawiła. Poczułem delikatny uścisk na swoim ramieniu i wzrokiem dostrzegłem Jennifer stojącą przy moim prawym boku niepewnie. Ona też to przeżywa, widzę to.
- Mała jest silna, wyjdzie z tego - powiedziała cicho, ale pewna swoich słów.
- Boję się zapytać, jakie ma obrażenia, skoro musiał zabrać ją helikopter.
    Winda nareszcie się otworzyła, więc szybko się w niej znaleźliśmy. Wcisnąłem przycisk z numerem drugim i po kilku chwilach winda ponownie się otworzyła. Dotarcie do sali nie zajęło nam dużo czasu, gdyż wspomniana przez kobietę w rejestracji była na samym początku. Obok drzwi w ścianie była szyba, przez którą zobaczyłem Samanthę. Widziałem przy niej panią doktor, która coś notowała na jej karcie.
    A moja córka? Moja mała córeczka nie była do siebie podobna. Oczy miała zamknięte, spała. Policzki, jeszcze niedawno rumiane i delikatne, teraz prawie zniknęły. Miała sińce pod oczami, a policzki zapadnięte. Jakaś wielka maszyna monitorowała jej funkcje życiowe, co dodatkowo mnie załamało. Co ona z nią zrobiła?!
- Państwo są rodzicami dziewczynki?
- Tak - odpowiedziałem.
- Dobrze...
- Czy to coś poważnego? Wyjdzie z tego, prawda? - przerwałem wypowiedź kobiecie, ale w tej chwili chciałem wiedzieć, czy to nic groźnego.
- Już mówię. Dziecko jest odwodnione i niedożywione. Mówię tutaj o anoreksji, jej w niskim stadium, ale która może w każdej chwili przybrać na sile. Dziewczynka była wyziębiona, sanitariusz poinformował mnie, że gdy ją znaleźli, leżała na łóżku, przywiązana do poręczy, a w pokoju była bardzo niska temperatura.
- Ale wszystko będzie dobrze? - zapytała drżącym głosem moja kobieta.
- Tak. Podajemy jej żywność dożylnie, w małych dawkach, gdyż przez brak jedzenia, żołądek bardzo się skurczył. Jak tylko pacjentka się wybudzi i będzie chciała jeść, trzeba będzie podawać jej jedzenie w małych ilościach i nie często, gdyż mogłoby to prowadzić do pęknięcia ścian żołądka. Cały czas będzie na kroplówkach, więc nic takiego nie powinno mieć miejsca.
- Dobrze, dziękujemy. Można do niej wejść?
- Oczywiście.
    Weszliśmy do małej salki, zaraz po odejściu lekarki. Gdy uklęknąłem przy łóżku mojej córeczki, nie potrafiłem już zapanować nad emocjami i rozpłakałem się, jak mięczak, ale to w tej chwili mało ważne. Liczy się teraz mój mały skarb i to, by szybko wróciła do siebie. 


*****
Liczę na chociaż dwa komy xx

5 komentarzy:

  1. Wspaniałe opowiadanie. Znalazłam je niedawno i wszystko przeczytałam. Świetnie piszesz i masz talent. Nie mogę doczekać się następnej części. Czekam z niecierpliwością.

    OdpowiedzUsuń
  2. To jest świetne. Mam nadzieję że Sammy z tego wyjdzie i jej nam tu nie uśmiercisz zwłaszcza że jest teraz pod opieką lekarzy. Oby Louis dostał całkowitą opiekę nad swoją córeczką.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wspaniale. Lepszego nigdy nie czytalam. Nie moge sie doczekac nastepnej czesci
    Pozdrawiam Asia

    OdpowiedzUsuń
  5. HELLO! IT'S ME <3 mimo, że jeszcze nie nadrobiłam całości i jestem w trakcie czytania, to chciałam Cię tylko poinformować, że jest post na blogu ;) Haha, jak skończę nadrabiać tutaj - dam znać :* Buziaki Kochana <3
    Zapraszam :**
    xx

    OdpowiedzUsuń

Podoba Ci się ta historia?