wtorek, 16 lutego 2016

Rozdział 24

    Nie wiem kiedy i po jakim czasie, ale obudziłam się. Nie wiem, co się stało i nie wiem, co robię w sali szpitalnej. Nie wiem nic. Otworzyłam oczy i zobaczyłam przed sobą biały, jak śnieg sufit. Nagle nade mną pojawiła się twarz jakiejś młodej blondynki w białym fartuchu.
- Słyszy mnie pani? - usłyszałam jej pytanie i zmusiłam się do poruszenia głową na tak, co nie było łatwe, gdyż moja szyja była  czymś usztywniona. - Może pani poruszyć rękoma i nogami? - Wykonałam jej pytanie, bez żadnych oporów, co spotkało się z jej uśmiechem i przytaknięciem. Dziewczyna miała w dłoniach jakąś kartę i właśnie coś na niej zapisywała. Chciałam coś powiedzieć odezwać się, ale ona zaprzeczyła ruchem głowy i dodała: -  Niech pani się nie przemęcza, tak będzie dla pani najlepiej.
    Dotarło do mnie, że jestem w szpitalu. Musiałam mieć wypadek, czy coś, że się tu znalazłam, ale ja nic nie pamiętam! Ostatnie, co mam w głowie, to to, jak spacerujemy razem z Louisem po parku, a przed nami wesoło bawi się Sammy i chce iść na plac zabaw. No właśnie Co z ich dwójką?!
- Przepraszam... Co z Louisem i Samanthą?  Gdzie oni są? - zadałam ledwo pytanie, zanim kobieta wyszła. Westchnęła, ale odpowiedziała pytaniem:
- Ma pani na myśli tego dwudziestotrzyletniego mężczyznę, którego znaleźliśmy na miejscu wypadku przy pani? - Podeszła z powrotem do mojego łóżka.
- Tak, co z nim?
- Jego stan jest cięższy i aktualnie jest w śpiączce farmakologicznej. Musieliśmy poskładać mu kilka żeber, kość promieniową prawej ręki. No i miał też wstrząs mózgu tak, jak pani.
- Ale wyjdzie z tego, prawda?
- Tak. - Odetchnęłam z ulgą.
- A co z dzieckiem?
- Jakim dzieckiem? - Pielęgniarka patrzyła na mnie zdziwiona, by po chwili przyświecić mi małą latareczką po oczach.
- Samantha, córka Louisa. Była z nami...
- Gdy pogotowie przyjechało na miejsce, była tam tylko wasza dwójka, nikt więcej.
    Po tych słowach odeszła, a ja usłyszałam, jak zamyka za sobą drzwi od mojej sali. Wyszła. A do mnie dotarło, że Sammy zaginęła.

    Kilka minut, a może godzin później, do mojej sali ktoś ponownie wchodzi. Był to ta sama pielęgniarka, w asyście lekarza i umundurowanego policjanta. Kobieta podeszła do łóżka i poprawiła coś przy nim. Poczułam, jak unoszę się powoli do góry i mam świetny widok na cały pokój i ludzi, którzy w nim są.
- Dzień dobry. Starszy podinspektor Stanley McNeals. Czy jest pani w stanie złożyć zeznania?
- Oczywiście, ale czy mogłabym się najpierw dowiedzieć, co się stało, że znalazłam się w szpitalu? - zadałam mu nurtujące mnie pytanie.
- Mieliście państwo wypadek z udziałem osób trzecich. Gdy wchodziliście państwo na pasy, samochód z bardzo dużą prędkością uderzył w was, staramy się uzupełnić zeznania i złapać przestępcę.
   Bliżej mojego łóżka podszedł średniego wzrostu mężczyzna. Ten sam, który odpowiedział na moje pytanie. Zajął miejsce na stołku mieszczącym się obok łóżka. Miał blond włosy, grzywkę zaczesał na bok. Mógł mieć nie więcej, jak czterdzieści lat. Na mundurze miał kilka odznak i gwiazdek. Wyciągnął przed siebie mały notes z kieszonki i niebieski długopis.
- Dobrze, co pani pamięta? - padło pierwsze pytanie z jego strony.
- Problem w tym, że nie pamiętam za wiele - odpowiedziałam cicho.
- W takim razie proszę opowiedzieć to, co pani pamięta.
- Byliśmy we trójkę na spacerze. Córka mojego partnera chciała iść na plac zabaw. Nic więcej nie pamiętam.
- Dobrze. A czy widziała pani może, że ktoś was śledził, albo robił zdjęcia, obserwował?
- Nie, ale matka Sammy, to znaczy córki Louisa odgrażała się kilka dni wcześniej, że jeszcze ją zapamiętamy, a na dodatek, niedawno się dowiedziałam, że dziecka nie było z nami, gdy karetka po nas przyjechała. Ona musiała mieć coś z tym wspólnego, przecież dziewczynka była z nami! - uniosłam się, ale to był błąd, bo zaczęło coś mnie kłuć w klatce piersiowej i poczułam silne uderzenia gorąca. Jakaś maszyna zaczęła szybko pikać, wydając piskliwy dźwięk. Straciłam przytomność. 

    Ocknęłam się po jakimś czasie. Zauważyłam, że nie mam na szyi już usztywniacza. Gdy poruszyłam szyją na boki poczułam lekkie ciągnięcie, ale było ono do zniesienia, więc było okej. Zaczęłam zastanawiać się, czy za tym wszystkim nie mogła stać Briana. Wiem, że strasznie się jej uczepiłam, ale ona mogłaby być do tego zdolna, prawda? Odgrażała się Louisowi nie raz, ani nie dwa.
    Ugh, w tym momencie nie pozostawało mi nic innego, jak czekać.


****

    W tym samym czasie, kilkanaście kilometrów dalej, w jednym ze zwykłych domów w Doncaster, nie za wysoka blondynka z opadającymi na jej twarz włosami, okrywała dokładniej ciało małej śpiącej dziewczynki. Zgasiła światło w pokoju i wyszła z niego, cicho go zamykając na klucz. Ruszyła spokojnym krokiem do pokoju na przeciwko i zamknęła za sobą drzwi,będąc w środku. Mikky siedział na łóżku z laptopem na kolanach i przeglądał coś w internecie.
- I jak twoja córeczka? Zasnęła? - parsknął śmiechem na własne słowa, nie spoglądając nawet na kobietę stojącą przed nim.
- Tak. Widzisz, jak chcesz, to potrafisz być świetnym lekarzem.
    Podeszła o niego i zdjęła mu urządzenie z kolan. Zamknęła laptopa i wspięła się na jego kolana, obejmując go swoimi nogami w pasie. Chłopak przyciągnął ją do siebie, od razu łącząc ich usta w pocałunku.
- Mogę  być, kim tylko zechcesz, słońce - wyszeptał do jej ucha.
-Dobrze więc. Powiem ci, kim będziesz jutro.
- Kim?
- Pójdziesz na policję i złożysz zeznania. Będziesz poprawnym obywatelem.
- Ale...
- Poczekaj, jeszcze nie skończyłam. - Położyła na jego ustach palec wskazujący i kontynuowała dalej. - Przedstawisz się, jako naoczny świadek wypadku. Powiesz, że weszli na jezdnię, gdy był ruch, jakby oni tego nie widzieli. Szli, nawet nie patrząc na boki. Musisz pokazać, że jesteś wiarygodnym świadkiem. Tomlinson jest na razie w śpiączce, nie wiem, kiedy go wybudzą, więc nam na razie nie zagraża. Tą małą czarną suką, która lata za moim Louisem, jeszcze się zajmę niedługo sama, więc już nic, a nic nam nie grozi - opowiedziała mu cały plan ze szczegółami i wielką ekscytacją. Chłopak zdjął ją ze swoich kolan i posadził obok na łóżku.
- A jeśli mi nie uwierzą? Będą chcieli sprawdzić, czy faktycznie tam byłem.
   Mężczyzna znalazł kolejny punkt zaczepienia. Tak naprawdę, ani trochę nie uśmiechało mu się tam iść i mówić to wszystko, bo był słabym kłamcą i oni od razu to poznają. Zamkną go i nic nie wyjdzie z ich zajebistego planu, by wykończyć Louisa Tomlinsona wolno i boleśnie, a są przecież na tak dobrej drodze.
- Tygrysku, o to się nie martw. Nic nie sprawdzą, bo nie będą mieli na czym. Mam wszystkie kopie wszystkich kamer z tamtej okolicy.
    Spojrzał w szoku na dumną z siebie kobietę, która aktualnie stała przy swojej toaletce, a w prawej dłoni trzymała kilka podpisanych płytek i uśmiechała się do niego chytrze. Nie sądził, że ona tak dobrze to zaplanuje. Widocznie przeceniał jej możliwości. Nie raz mu udowodniła, że może więcej, niż ktokolwiek.
- Jak je zdobyłaś? - zapytał, raz po raz patrząc zdziwiony na jej twarz. Wstał i podszedł do niej, biorąc do ręki wszystkie płyty i przeglądając napisy na nich.
- O to nie musisz się martwić. Wszystko mam pod kontrolą. - Odebrała mu płytki i schowała z powrotem do szuflady, zamykając ją na klucz, a klucz chowając za biustonosz.
- Nasz plan powoli wchodzi w życie.



**************
Heloł dziubasy!
Jestem z kolejnym rozdziałem. Jak wrażenia? Piszcie, chcę wiedzieć, czy się podoba. Może coś zmienić, może czegoś brakuje?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podoba Ci się ta historia?