środa, 28 września 2016

Epilog

    Nie dane było mi wtedy umrzeć. Jeszcze nie nadszedł mój czas. Wtedy w szpitalu, gdy było ze mną gorzej, a Louis poszedł po lekarkę, tak jakby zasnęłam. Śniła mi się mama. Widziałam ją pierwszy raz od takiego długiego czasu, a i tak nie była prawdziwa. Powiedziała mi, że to nie jest mój czas, bym odchodziła. Dodała, że klątwa została złamana, gdy mały się urodził, że musiałam urodzić syna, by to wszystko się skończyło. Potem zniknęła, a ja dalej w swojej nieświadomości, zastanawiałam się, czy jeszcze żyję, czy może nie, to był głupi sen. Lecz potem poczułam, jak coś ciągnie mnie i odzyskałam świadomość. Znów słyszałam pikanie i głos Grace, który ponownie mnie nawoływał. Otworzyłam oczy i stwierdziłam, że nadal żyję. Jakiś lekarz stojący obok niej powiedział, że gorączka spada i tętno oraz puls jest w nomie.
Kochanie, podaj mi mydło – głos Lou wybił mnie z myślenia o przeszłości.
     Podałam mu białe kwadratowe mydło, a on zaczął namydlać małe ciałko Freddie' go. Tak daliśmy mu na imię. Jest śliczne, jak on, po prostu idealnie dla niego. Dziś była kolej Louisa na kąpanie syna. Wydawało mi się, że faceci nie są pierwsi do zajmowaniem się niemowlakiem, ale Louis to nie ten typ. Pomagał mi, w czym tylko chciałam i nawet miałam czas na odpoczynek, kiedy to Lou siedział z małym i Sam. Czy powiedziałam Louisowi o liście? Tak, stwierdziłam, że powinien wiedzieć. Przyjął to całkiem dobrze, ale był w szoku. Nie mógł uwierzyć, że coś takiego mogło się w ogóle wydarzyć. List, który napisałam tamtego dnia, spaliłam zaraz po powrocie do domu. Gdy nasz synek był wykąpany, Louis stwierdził, że pójdzie go uśpić. Ja od razu skierowałam się do pokoju Sammy. Od kilku dni mała jest dziwna. Nie wiem, czym to jet spowodowane, ale liczę, że się dowiem.
Sammy, kochanie, czemu jeszcze nie śpisz?
Nie mam ochoty – burknęła i odwróciła się do mnie plecami na łóżku.
Okej, powiedz mi, co jest nie tak?
      Usiadłam na łóżku, czekając, aż zacznie mówić.
Nic, nie chce mi się spać.
Nie kłam, wiem, że nie mówisz prawdy, bo nie patrzysz mi w oczy. - To była prawda. Zawsze, gdy do mnie mówiła, patrzyła mi w oczy. Nieważne, czy mówiła zwykłe ' kocham cię mamusiu', czy skarżyła na Lou. Zawsze patrzyła mi w oczy.
Chodzio to dziecko! - krzyknęła, siadając.
O Freddie' go?
Tak! Cały czas się im zajmujecie, a mnie całkiem macie gdzieś! - zaczęła płakać. Zrobiło mi się strasznie przykro, że mój mały skarb tak to wszystko odbiera. Westchnęłam, i podeszłam do łóżka z drugiej strony i usiadłam, biorąc małą na kolana. Od razu się we mnie wtuliła, pociągając nosem. - Nie kochasz mnie już?
Co ty mówisz szkrabie? Kocham cię! Jesteś moim małym aniołkiem, wiesz?
Ale już nie czytasz mi bajek, ani nie przytulasz – pożaliła się, a mnie łamało się serce.
Kochanie, musisz zrozumieć, że twój braciszek potrzebuje dużo naszej uwagi i czasu. Jest jeszcze malutki i nie potrafi się sobą zająć –wytłumaczyłam jej. - Musimy się nim opiekować. A ty jeszcze się z nim nie przywitałaś. - Spojrzałam na nią kątem oka, wiedząc, że to zadziała.
No dobrze... Ale chcę, żebyś przeczytała mi dziś bajkę! - zeskoczyła z łóżka i stanęła na równe nogi, patrząc na mnie wymownie.
Nie ma sprawy! - obiecałam, na co ta od razu wybiegła z pokoju.


Pół roku później

Boże, ale jestem podekscytowana! Normalnie chyba tu padnę!
     Słysząc te słowa wypływające z ust Ivette, sama miałam ciary na plecach. Coraz bardziej odczuwałam stres, ekscytację i tęsknotę za Lou. Nie widziałam go od wczorajszego ranka, kiedy to Harry zabrał mojego narzeczonego gdzieś, nie mówiąc mi nic. Potem dostałam tylko sms od Louisa, że zobaczymy się dziś i nie będzie skacowany. Liczyłam na to, że zabardzo się nie upiją, w końcu Louis musi być świadomy podczas mówienia przysięgi.
Wiem, wyobraź sobie, co ja przeżywam – odezwałam się słabo. Dziewczyna popatrzyła na mnie w odbiciu lustra i tylko pokiwała głową, nie odzywając się.
Dobrze, że ja nie mam jeszcze w planach ślubu.
Niewiadomo, kiedy Harry wyskoczy z pierścionkiem zaręczynowym i poprosi cię o rękę – powiedziałam sugestywnym tonem.
Wiem, ale liczę, że nie jest mu jakoś spieszno – jęknęła i poprawiła i tak już idealnie ułożonego koka na mojej głowie.
Kochanie, jesteś już gotowa? Musimy już wyjeżdżać – usłyszałam zza drzwi wołanie mojego taty. Odpowiedziałam, że tak i dziesięć minut potem siedziałam już w białym samochodzie, specjalnie wynajętym na ten dzień.
Mamusiu, powiesz mi, kiedy mam wyjść, żeby sypać kwiatki? - usłyszałam pytanie Sammy siedzącej obok mnie.
Oczywiście. Musisz czekać na mój znak, dobrze? - odpowiedziałam, poprawiając jej śliczną różową sukieneczkę, w której wyglądała niczym księżniczka.
Dobrze.
     Po kilku minutach drogi, samochód zatrzymał się przed kościołem. Gdy drzwi po mojej stronie się otworzyły, mała wysiadła, a ja wzięłam głęboki wdech i podążyłam za nią. Zauważyłam kilku gości stojących przed wejściem, ale zaraz udali się do środka, jak tylko mnie zobaczyli. Dzięki tacie, który prowadził mnie do samego ołtarza, pociągnących się w nieskończoność krokach, stałam już przy Lou. Wyglądał naprawdę dobrze. Czarny garnitur, który miał na sobie, leżał na nim idealnie. Włosy postawione do góry, sprawiały, że wydawał się starszy, niż w rzeczywistości był. Wglądał idealnie. I zaraz miał być moim mężem.




Ogłaszam was mężem i żoną! Możesz pocałować pannę młodą.
     Nie trzeba było więcej razy powtarzać. Louis przyciągnął mnie do siebie i złączył nasze wargi w lekkim długim pocałunku. Trwałby on pewnie dłużej, gdyby nie to, że musieliśmy złapać oddech. Rozległy się brawa, zaraz po słowach księdza. Gdy Louis się odsunął, patrzył chwilę w moje oczy, jakby chciał się upewnić, że naprawdę tu z nim jestem. A ja nie mogłam uwierzyć, że to naprawdę się stało i jestem jego żoną. Rany, ledwo powstrzymałam łzy w moich oczach... Po wyjściu z kościoła zostaliśmy obsypani płatkami róż, przyjęliśmy kwiaty i gratulacje. W końcu pół godziny później, już oboje, siedzieliśmy w tym samym białym samochodzie, trzymając się za dłonie.
Wiesz, gdy tak na ciebie czekałem przed ołtarzem, przez głowę przeszła mi myśl, że nie przyjdziesz. - Gdy to usłyszałam, posłałam mu spojrzenie, które mówiło, że jest idiotą.
No wiesz? - popatrzyłam na niego zdziwiona.
Wybacz, ale to tak jakoś... Ta sytuacja z...
Wiem, ale to przeszłość. Ja nią nie jestem. Nigdy cię nie zostawię Lou.
Kocham cię.
     Cmoknął mnie w policzek, raz i kolejny, a potem już przyciągnął mnie do siebie wolną ręką i ponownie złączył nasze usta.
Ja ciebie też kocham.
Mówiłem ci dziś, że wyglądasz obłędnie w tej sukni?
Jakoś ze dwa razy – odpowiedziałam, uśmiechając się pod nosem.
Powiem ci to dziś jeszcze ze sto razy. Na weselu, po północy i w nocy, gdy już będziemy całkiem sami. - Nie wiedziałam kiedy wyszeptał mi to do ucha. Przeniosłam swój wzrok z naszych splecionych dłoni, na jego twarz.
Skąd wiesz, że będziemy sami? Jest Samantha i Freddie...
O nie nie nie. Ta noc jest nasza. Zajmie się nimi moja mama, poradzi sobie.
Kocham cię! - przytuliłam się do niego i tak dojechaliśmy pod salę weselną.

***

Harry się jej dzisiaj oświadczy.
Co?
Znaczy, nie dziś, jutro, ale tej nocy.
Louis, zaczynasz bredzić już od tej wódki – westchnęłam, gdy jego dłonie okręciły mnie już kolejny raz podczas tego tańca. Minęło już kilka godzin, było fantastycznie.
Nieprawda. Mówię serio. Jestem całkiem trzeźwy. Powiedział mi dziś o tym rano.
Okej, załóżmy, że ci uwierzę. Ivette się nie zgodzi.
Cóż, nie będzie miała wyjścia, przy tylu gościach weselnych. - Przechylił mnie i cmoknął mnie krótko w usta.
Racja.
Ucieknijmy stąd, moja pani Tomlinson – usłyszałam propozycję Lou, jak tylko piosenka dobiegła końca.
Louis, nawet nie było tortu – wysunęłam argument, by zostać tu jeszcze chwilę. - Jesteś taki niecierpliwy – dodałam, wiedząc już, co kryło się pod jego słowami.
Wiem, ale teraz jest taka moda, że para młoda wychodzi z wesela przed północą.
Niewiem, gdzie o czymś takim słyszałeś – parsknęłam, ciągnąc go za sobą do stołu. Miałam dla niego ważną wiadomość, ale za nic nie wiedziałam, jak się zabrać za to, by mu powiedzieć.
Oj tam. Po prostu wyjdźmy – jęknął, siadając na białym krześle i kładąc rękę na moim udzie.
Okej, niech będzie.
    Zgodziłam się od tak. Posiedzieliśmy jeszcze jakiś czas śmiejąc się i jedząc. Po wybiciu północy, Louis grzecznie przeprosił wszystkich i powiedział, że uciekamy. Rozległy się donośne gwizdy i śmiechy, oczywiście jednoznaczne, ale nie przejęłam się tym jakoś. Pożegnałam Sammy całusem wczoło i moje drugie maleństwo. Freddie rósł, jak na drożdżach!


Louis, chciałabym ci coś powiedzieć... - zaczęłam.
    Weszliśmy akurat do kuchni, bo mojemu mężowi zachciało się pić. Oczywiście uprzednio przeniósł mnie przez próg i nawet się nie zachwiał, więc chyba nie wypił dużo.
Co takiego żonko? - Objął mnie w talii, patrząc w oczy.
Jestem w ciąży.
Naprawdę?
Tak. Trzeci tydzień.
Wow! Cieszę się! Wspaniały prezent mi zrobiłaś kochanie, wiesz?
    Nie wiedziałam kiedy, ale znów byłam na jego rękach. Niósł mnie do naszej sypialni, co chwila obdarowując moją szyję i wargi urywanymi całusami.
Naprawdę się cieszysz? - zapytałam.
Tak! Mówiłem ci już, że jesteś najlepsza?
    Usłyszałam kopnięcie drzwi, które zamknęły się za nami z donośnym trzaskiem.
Zdarzyło ci się... - Postawił mnie na podłodze i zaczął rozwiązywać mój gorset od sukni.
Jesteś najwspanialsza.


****

 No i tak oto mamy koniec Niani. 
Odniosłam wrażenie, wchodząc dziś na bloggera, że znudziło wam się to ff. Nikt nie komentuje, jest mało wyświetleń... Nie zmienię już nic w tej historii, bo tak ją napisałam, od początku do tego epilogu. Byłoby mi miło, gdybyście napisali, jak podobała się wam ta historia, czy może w którymś momencie przestała...


PS. Oprócz " Sprzedanej " chyba nic więcej nie będę dodawać tutaj, na bloggerze. Piszę na wattpadzie, gdyby ktoś chciał, to szukajcie Eva Tommo 19 są tam moje wszystkie historie:)


Kocham <3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podoba Ci się ta historia?