piątek, 27 listopada 2015

Rozdział 14

    Następnego dnia wieczorem przygotowywałam się na ten bal. Suknia leżała na łóżku, na podłodze przy łóżku stały buty. W tym momencie przydałaby się Ivette, zrobiłaby mi ładny makijaż. No ale nie ma jej, więc musiałam radzić sobie sama. Gdy po godzinie mogłam powiedzieć, że wyglądam całkiem okej, spięłam podkręcone włosy na czubku głowy, zostawiając kilka kosmyków wolnych i grzywkę na bok. Ostrożnie założyłam suknię. Po wygładzeniu jej, założyłam buty. Przyjrzałam się sobie w wielkim lustrze. Wygłądam ślicznie. Chwyciłam małą czarną torebeczkę i gotowa wyszłam ze swojego tymczasowego pokoju.





    Schody, z których schodziłam, były szerokie, wykonane ze szkła lub czegoś, co dawało podobny wygląd. Szpilki twardo odbijały się od powierzchni, za każdym razem, gdy się z nią stykały. Na dole nie czekał na nie Louis, jak to zawsze bywa w tych wszystkich fimach i książkach. Zeszłam z ostatniego stopnia i rozejrzałam się dookoła. Nie widziałam ani blond głowy Nialla, który zapewne jest już na miejscu z racji tego, że jest organizatorem, ani Louisa. Za sobą usłyszałam stukot butów o lśniące płytki. Odwróciłam się i zobaczyłam zmierzającego w moją stronę Louisa. Miał na sobie dopasowany czarny garnitur, który podczas ruchu i dzięki światłu, mienił się. Znaczy materiał wyglądał, jak posypany brokatem, tak chciałam powiedzieć. Poprawiał sobie kołnierzyk, a ja spojrzałam na jego fryzurę, będąc pewna, że jak zwykle jest podniesiona do góry jego grzywka. Myliłam się. Na jego głowie zapanował spokój, gdyż każdy kosmyk idealnie przylegał do sobie i nic nie odstawało, a jego grzywka zaczesana była na prawy bok.


    Oh, czy on kiedykolwiek wyglądał lepiej? Poczułam, jak moje nogi chcą odmówić mi posłuszeństwa, ale nie pozwoliłam im na to. Nie pokażę mu, że zrobił na mnie takie wrażenie!
- Pięknie wyglądasz - powiedział, podchodząc do mnie i stając w odległości pół metra od mojego ciała.
- Dziękuję - powiedziałam tylko. On wygląda nieziemsko.
- Gotowa? Możemy już iść?
- Tak - powiedziałam krótko. Muszę choć trochę udawać niedostępną.
    Otworzył mi drzwi, przez które wyszłam, a brunet zaraz znalazł się przy mnie. Po chwili wyminął mnie jednak i otworzył drzwi limuzyny, którą mieliśmy dotrzeć na bal. Dopiero teraz dotarło do mnie, że będzie tam wielu bogatych ludzi, reporterów, kamer i nie wiadomo czego jeszcze. Zaczęłam się stresować. Nawet nie ruszyliśmy, a żołądek podszedł mi do gardła.
     Usiadłam na wolnym miejscu, którego było dość sporo. Zmieściłoby się tu jeszcze z sześć osób. Przede mną stał mały plazmowy telewizorek, pod nim mini barek. Siedzenia wyłożone były czarną skórą. Co tu dużo mówić, nawet pachniało bogactwem.
- Chciałbym cię przeprosić jeszcze raz - powiedział nagle. Nie patrzyłam na niego, ale wiem, że on patrzył na mnie. W końcu postanowiłam zmierzyć się z jego pięknymi niebieskimi oczami.
- Proszę cię Louis, nie rozmawiajmy o tym teraz. Odłużmy to na po tym wszystkim, okej? - zapytałam niepewnie. - I tak, chciałabym z tobą porozmawiać.
- Gdy stamtąd wrócimy, nie będziesz chciała rozmawiać, tylko pójdziesz spać. Uwierz mi, to wszystko jest męczące.
- No to porozmawiamy jutro. Nie widzę problemu - powiedziałam. Dla mnie nie było różnicy.
- Dobrze, niech będzie - westchnął, nadal na mnie patrząc. Ja za to odwróciłam wzrok. Gdy tak patrzy na mnie skupiony, peszy mnie.


Kilka minut później dotarliśmy na miejsce. Widziałam z okna długi czerwony dywan ciągnący się aż przez schody do wnętrza wielkiego budynku.
- Wyjdę pierwszy i pomogę wysiąść tobie, okej? - pokiwałam tylko głową na zgodę i bez słowa poczekałam, aż wysiądzie i poda mi swoją rękę.
    Doczekałam się w końcu i zobaczyłam jego dłoń wyciągniętą w moim kierunku. Ujęłam ją niepewnie, wysiadając z wnętrza białej limuzyny. Przyznam, że wyszło mi to nawet z gracją i nie powiem potem, że przyniosłam wstyd swojemu szefowi zanim zrobiłam pierwszy krok. Poczułam jego prawą rękę oplatającą moją talię, gdy przyciągnął mnie do siebie. Szliśmy powoli wzdłuż dywanu, a moje biedne oczy zostały oślepione przez stado dzikich reporterów z aparatami, którzy jak wściekli zaczęli robić naszej dwójce zdjęcia. Nie byłam do tego przyzwyczajona, szczerze pierwszy raz spotykam się z tym, jak bardzo mój szef jest rozpoznawalny.
- Uśmiechaj się - usłyszałam jego głos przy swoim uchu. Spojrzałam na niego, rozglądał się na boki i uśmiechał szeroko. Nie traciłam czasu i robiłam to samo, wciąż idąc przed siebie i jego ręką na mojej talii.
    Znaleźliśmy się w końcu wewnątrz budynku, gdzie od wejścia przywitał nas Niall, pytając, czemu tak długo nas nie było. Louis przeprosił, mówiąc, że były korki.




    Dochodziła północ, a my nadal byliśmy na balu charytatywnym, zorganizowanym przez Nialla. Aktualnie siedziałam przy okrągłym, pięcioosobowym stoliku w towarzystwie Holly, sekretarki Nialla, która też musiała tu być. Wspomniany Niall razem z Louisem poszli gdzieś za scenę w towarzystwie starszej kobiety. Nie dowiedziałam się gdzie od niego, ale powiedziała mi to Holly.
- Jak zawsze poszli spotkać się z dziećmi. To nawet dziwne, że poszli dopiero teraz. Co roku Louis jest tam zaraz, jak tylko tu przyjedzie i spędza z nimi sporo czasu.
- Lubi je, prawda? - zapytałam, upijając łyka szampana.
- Tak. A one uwielbiają jego. To chore dzieci, mają różbe przypadłości, potrzebują czyjegoś zainteresowania i kogoś, kto zwróci na nie trochę swojej uwagi. Niall jest tu co tydzień, a Louis regularnie wpłaca datki na ośrodek - powiedziała dziewczyna z uśmiechem.
    Louis jest naprawdę kochany. Jestem w stanie wyobrazić sobie, jaką radość mają te dzieci, gdy ktoś ich odwiedza. Nagle wszystkie światła zostały przyciemnione na sali, a wyostrzone te, które padały na scenę, na której stał Niall z mikrofonem w ręce.
- Drodzy państwo. Jak co roku na koniec dzisiejszego wieczoru, zaprośmy gorącymi oklaskami naszych małych bohaterów! - na te słowa rozbrzmiały oklaski ludzi siedzących przy stolikach. Zaraz po nich, na scenę weszło kilkoro dzieci było to pięć dziewczynek w wieku mniej więcej sześciu lat, ubrane w suknie księżniczek i sześcioro chłopców w podobnym wieku, ubranych w marynarki. Na samym końcu tej wycieczki szedł Louis, niosąc na ręcach małą dziewczynkę, przyczepioną do niego jak małpka. Zdecydowanie ona była najmłodsza z całego towarzystwa. Po kilku minutach wszyscy wrócili za scenę, a Louis z dziewczynką podszedł do naszego stolika, siadając na swoim miejscu obok mnie.
- Rydel, poznaj Jennifer - dziewczynka spojrzała na mnie, uśmiechając się szeroko.
- Cześć - usłyszałam od niej jej słodkim głosem dziecka.
- Cześć - odpowiedziałam. Ta coś zapytała na ucho swojego opiekuna. Ten tylko uśmiechnął się i odpowiedział:
- Nie. Jennifer pracuje ze mną.
- Muszę już iść. Pani Mimsy będzie nas szukać - powiedziała dziewczynka, zeskakując z kolan Louisa. - Cześć Jennifer!
Mała poleciała w kierunku sceny i za nią zniknęła. Urocze dziecko.
- Jest świetna. Całkiem zapomniałem, że ten bal dziś wypadł. Gdyby nie Niall, to pewnie by nas tu nie było - powiedział do mnie brunet.
- No właśnie. Zapisz sobie gdzieś tą datę, bo za rok mogę zapomnieć, by ci o tym przypomnieć - blondyn dosiadł się do nas.
- Racja. Rydel ucieszyła się, gdy mnie zobaczyła - westchnął uśmiechnięty Louis.
- Dobra, ja jeszcze będę musiał zostać, dopilnować kilku rzeczy, więc widzimy się w domu - Niall wstał z tymi słowami i zaraz go przy nas nie było. Zabiegany z niego chłopak.
- A teraz przed państwem gość wieczoru. Zespół ColdPlay - usłyszeliśmy przez głośniki i na scenę wszedł zespół.
- No to co Jennifer? Ostatni taniec? - nie wiadomo kiedy, Louis stał przy mnie z wyciągniętą ręką. Chwyciłam ją i dołączliśmy do kilku par tańczących do piosenki Sky full of stars.


- Jak to będzie Jennifer? Porozmawiamy? - zapytał, gdy tylko zrzuciłam szpilki z stóp. Bolały jak cholera, ale było warto.
    Byliśmy aktualnie w jego pokoju, omawiając nasz jutrzejszy popołudniowy wyjazd powrotny do Doncaster. Spojrzałam na niego, niewiedząc, co powiedzieć.
- Sama również powiedziałaś, że chcesz rozmawiać.
- Ja...
- Albo nie. Dobra. Przełóżmy to na jutro, gdy będziemy już w domu, okej? Innej szansy nie będzie - pasowała mi ta opcja, więc przystałam na nią.
- Dobrze. Dobranoc.
- Dobranoc Jennifer - usłyszałam jeszcze, zanim wyszłam z jego pokoju, zamykając drzwi.



~~~~~~~~~
Okej. Piszecie komentarze, chcę poznać wasze zdanie!

4 komentarze:

  1. Wow boski :)
    Jaki sweet Louis tylko wzdychac ^^
    Dobry rozdział c:
    Widzę że wena wraca ; D
    To powodzenia w dalszym i weny kochana :*
    Xoxo

    OdpowiedzUsuń
  2. Jej. Jennifer, taka z klasą i w ogóle, jak księżniczka ♡.♡
    Nie wiem czemu, ale ta sytuacja, gdzie Jen schodzi ze schodów od razu skojarzyła mi się z Titaniciem, kiedy Rose schodziła ze schodów a na nią czekam Jack. Nie wiem czemu. Może po prostu dlatego, że jestem wielką fanatyczką tego filmu :D
    Całość jest naprawdę bardzo dobra. Niall to taki trochę szogun, roztrzepany, wszędzie go pełno, a Lou klasa taka, że hohoho.
    Czekam nn i weny <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Omg! Zajebisty!
    Zakochałam się
    Coduwny! :)
    Czekam na nn Kochana, weny!
    Racja Jennifer jest księżniczką, a Lou brak słów rozpływam się :)
    Mówie od razu, że mam podobne zdj to wykorzystania do bloga ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeju jaki genialny rozdział!!!
    Widać, że nadal wena się ciebie trzyma. ;)
    Tak nasza Jennifer to księżniczka.
    A Lou taki słodziak awhhhh..
    Mojego blondyna zawsze pełno hahaha szaleniec mój kochany.
    Weny słońce i do nn genialnego rozdziału.
    Buziaczki❤

    OdpowiedzUsuń

Podoba Ci się ta historia?